piątek, 5 lutego 2016

7. I want the truth.

Lavinia Pov's
" Każde słowo... Każda jedna myśl... Wszystkie kłamstwa... Wszystko zrozumiesz...Obiecuję ci to dziś..." Tajemniczy xx.
     Stoję w miejscu, a tuż obok mnie stoi farbowana postać blondyna. Nasze spojrzenia przez  cały czas skupiają się w jednym miejscu.
     Na środku drogi leży postać. Zimna powierzchnia ziemi, zakryta jest niewielką strużką krwi z wargi Josh'a, a obok leży jego postać.
  Wtulona w  zimny tors chłopaka, obserwuję stopniowe, chwiejne ruchy Josh'a. Jego ból... Jego łkanie, jego współczucie, jego łzy...
    Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie, moje ręka mocno formuje się na nadgarstku Niall'a. Nie pamiętam, w której chwili wybucha we mnie niepohamowana złość. A może słabość? Wyrzuty? Brak kontroli?
Mam ogromną chęć odegrać się na nim. Czuję jak to uczucie rozrywa mnie od środka. Ta dziwna chęć... To dziwne wrażenie... Jakbym igrała z ogniem.
— Lavinio — słyszę czyjś smutny głos nad swoim uchem. Melodia napływa do mojego ucha, tak wolno... Tak delikatnie... Uspakaja mnie. W pewnym stopniu.
Chłopak spogląda na mnie, a zaraz potem kieruje wzrok w odległe dla mnie miejsce.
Wodząc za jego spojrzeniem napotykam na drodze czarne Ferrari, które hamuje tak drastycznie, że na chwilę odsuwam się do tyłu. Zadzieram głowę do tyłu, jednak jego chłodna dłoń, przytrzymuje mnie w pasie na tyle mocno, że nie pozwala mi upaść.
     Okna samochodu są przyciemnione, przez co nie widzę kierowcy.  Dopiero kiedy Niall otwiera tylne drzwi mam na to okazję. Postać siedząca za kierownicą jest mi jakby znajoma. Mam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam, lecz przez natłok myśli, nie mogę pozbierać dawnych wspomnień. Ubrany jest w skórzaną kurtkę i lekko zadarte dżinsy. Włosy ma lekko porozwiewane, co morze być efektem dzisiejszej pogody. Zrezygnowana siadam po prawej stronie z tyłu. Blondyn zaś siada koło brata. Nawet nie spoglądają na siebie, co wydaje się bardzo nienaturalne.
Nastaje błoga cisza. Mam czas, żeby pomyśleć i poskładać myśli. Wszystko zaczyna dochodzić do mnie tak szybko... I nagle mam tyle pytań do osoby blondyna. Dociera do mnie, że to niedorzeczne, żeby za każdym razem, wiedział gdzie jestem. To niedorzeczne, żeby było tyle dziwnych przypadków, kiedy on stanął mi na drodze. Zawsze kiedy potrzebowałam pomocy, był obok.
- Jak ty to robisz, Niall? - pytam ledwo słyszalnym głosem jakby sama do siebie, jednak na tyle głośnym, że zwracam na sobie uwagę obu chłopaków. Blondyn jednak stara się być niedostępny, a ten drugi jest jakby dziwnie zdenerwowany. Poprawia brązowe kosmyki włosów i stara się opanować i skupić jedynie na drodze, jednak wygląda jakbym i jego również wyprowadziła z równowagi. Czy to moja obecność, sprawia, że zachowują się tak nie inaczej?
- Nie rozumiem o czym mówisz, Lavinio. - słyszę odpowiedź na moje pytanie. Nie jest jednak ona zadowalająca. Blondyn stara się, żebym nie usłyszała strachu w jego głosie, jednak od razu go dostrzegam. Ten chłopak to największa tajemnica jaką zdołałam poznać. Jest inny niż wszyscy.
Wciągam głęboko powietrze. Jestem pewna na sto procent, że rozumie o co mi chodzi, jednak może nie chce w to brnąć. Tylko dlaczego? Chyba mam prawo poznać prawdę.
- Skąd zawsze wiesz, gdzie jestem? Zawsze kiedy potrzebuję pomocy ty jesteś. Jesteś w każdej sytuacji. W każdym krańcu miasta w tym samym momencie co ja. Jak ty to robisz? Śledzisz mnie? Niall...
- Lavinio nie drąż tematu. - Przerywa mi i wypowiada to bardzo ostrym tonem.  Mimo to, nie daję za wygraną.
- Skąd wiedziałeś co zrobił Josh? Co? To ty mnie wtedy uratowałeś? - Spoglądam  to na blondyna, to na szatyna. Oboje wyglądają na takich, którym podniosło się ciśnienie. Jego brat od początku przysłuchuje się rozmowie i gdy wypowiadam ostatnie pytanie, zaciska mocniej ręce na kierownicy. Dlaczego oboje tak się zachowują? Dlaczego robią z tego tak wielką tajemnicę? Dlaczego nie chcą mi powiedzieć?
     Przez zdenerwowanie, nawet nie zauważam, że właśnie podjechaliśmy pod budynek szkoły. Nie zadaje się na to, żeby którykolwiek chciał cokolwiek więcej powiedzieć.
Widzę jak szatyn nabiera głębokiego wdechu i opiera się o tył fotelu. Blondyn zaś przymyka na chwilę oczy, żeby odetchnąć.
    Nie wytrzymuję dłużej i zdenerwowana wychodzę z samochodu, nie zważając na to jak wielką falę złości wywołałam u obu chłopaków. Zbyt wiele kłamstw dostałam od życia. Zbyt wielu ludzi kłamie mi prosto w twarz. Klękam przy murku i stopniowo opadam na ziemie. Chowam twarz w dłoniach i na myśl przychodzi mi jedno ze wspomnieć, które wywołuje u mnie wypływającą z moich oczu falę łez.
" Wchodzę do salonu. Pałam szczęściem, ponieważ udało mi się dostać do szkolnej drużyny siatkarskiej. Z ogromnym uśmiechem spoglądam na rodziców. Podchodzę do nich szczęśliwym krokiem. Jednak chwila i moja twarz przybiera szarych kolorów. Radość, którą przed chwilą sobie trzymałam, odpłynęła tak szybko, jak do mnie przyszła. Cały świat jakby runął w gruzach.
- Mamo? Tato? Co się dzieje? - pytam, rzucając w kąt sportową torbę z książkami. Podbiegam do obu postaci i kładę dłoń na ramieniu matki.
- Usiądź, Lavinio. - Wykonuję polecenie, a ojciec patrzy na mnie z rozpaczą w oczach.
- Matka... Matka jest chora, Lavinio.
- Chora? - wypowiadam niemal szeptem i zauważam jak z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. - Jak to chora?  - krzyczę.
- Lavinio, uspokój się.
- Nie! - Wstaję na równe nogi. Słyszę jej głośne łkanie, jednak nie potrafię się uspokoić. - Wyjdzie z tego, prawda? Tato powiedz tak!
- Został jej zaledwie miesiąc. Przykro mi.
- Jak długo? Jak długo wiecie, co? Jak długo trzymaliście to w tajemnicy. No powiedz.
- Dwa lata."
    Nie kryję złości, która sama się u mnie objawia. Pragnę wrócić z powrotem do domu. Zatrzasnąć się na dwa spusty i nigdy więcej nie wyjść z pokoju. Staram się opanować nerwy. Opuszkami palców, wycieram wypływające łzy i z pomocą rąk, staram się wstać na równe nogi. Zakładam torbę na ramię i stawiam pierwsze kroki, jednak nagle słyszę znajome głosy, osób, u których przed chwilą wywołałam burzę złych myśli.
     Jego głos nadal drży. Blondyn jednak teraz ma o wiele więcej do powiedzenia. Zawracam z powrotem w to samo miejsce, z którego przed chwilą wysiadałam i chowam się tuż za murkiem. W skupieniu przysłuchuję się ich rozmowie, starając się opanować pałającą mną złość.
- Jesteś nieodpowiedzialny! Jak możesz! Jestem pewny, że już prawie się domyśla. - Głos szatyna jest na tyle mocny, że roznosi się po lasku, tuż za szkołą. Zauważam, że na jego słowa Niall wybucha silnym gniewem i wali w maskę samochodu.
- Czy musisz być takim idiotą, Niall. Wiesz jak jest. Wiesz co może się stać, ale nadal w to brniesz. 
- Uspokój się, Louis. - Blondyn w końcu nie wytrzymuje i stawia się szatynowi. - Nie domyśli się. Nikt z tutejszych nic nie wiedzą na nas temat.  - Stara się go zapewnić, jednak ten drugi, nie  do końca wygląda na takiego, który mu wierzy.
- Tak myślisz? Ostatnio też tak myśleliśmy i wiesz jak wyszło. Pamiętaj, że nikt nie może poznać naszej tajemnicy - wypowiada ostatnie zdanie. Widzę jak tuż po nim wsiada z powrotem do auta i zaraz potem znika z zasięgu mojego wzroku.
O co tu do diabła chodzi?

Naprawdę nie wiem, czy jest sens, żeby tutaj dodawać, skoro czyta to jedna osoba. Zastanowię się. Opowiadanie jest dostępne na wattpadzie, gdzie na pewno je będę kontynuowała. Rozdziały też są tam wcześniej. Zapraszam.

1 komentarz:

  1. Cudooo! Chłopcy tajemnice sie ma, hmm..?? :P Rozdział wspaniały :D Jestem ciekawa co dalej ;) Czekam z niecierpliwością na next'a :*

    OdpowiedzUsuń

Layout by eternity