czwartek, 11 lutego 2016

9. The eyes of a demon.

Lavinia POV's

"To ten dzień. Ta chwila. Już nic nie będzie takie jak było. Bądź gotowa. Jestem tu. Zawsze byłem. Bądź dzielna. Tajemniczy xx"
     Kolejny już raz budzę się cała zalana potem. Jednak tym razem to było coś innego. Nie widziałam tam żadnej postaci. Nie było tam żadnej żywej duszy. Ktoś jakby do mnie przemawiał. Ktoś kogo nigdy w życiu nie słyszałam. Jednak jego głos był taki magiczny. Taki delikatny i płynny. Z czasem lekko zachrypiały, lecz miał tendencję, do tego, żeby trochę mnie uspokoić. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Łapię za mój notatnik i otwieram na następnej wolnej stronie. Pragnę zapisać słowa, które utkwiły mi w głowie, lecz mija sekunda, a one tak nagle wyparowują. Pamiętam już tylko, że słyszałam w śnie głosy. Dalej jest jedynie pustka.
     Gdy spoglądam w stronę budzika, zauważam, że wybiła już dziewiąta. Zakładam na gołe nogi ocieplane kapcie w szare koty i cicho dreptając po schodach schodzę na dół. Na szczęście ojciec już nie śpi, lecz nadal na jego twarzy widoczny jest smutek.
- Hej, tato - mówię i podchodzę do niego, całując go lekko w policzek. Mężczyzna zachowuje się jakby był zaskoczony moim poczynaniem, lecz po chwili na jego twarzy zauważam delikatne wykrzywienie ust, zmuszające się do lekkiego uśmiechu. Siadam obok niego na kanapie i wtedy słyszę jego zachrypnięty głos.
- Hej córeczko. - Odwraca się w moim kierunku i zagłębia w moich ślepiach.  - Wczoraj zapomniałem ci powiedzieć. Dostałem zaproszenie na wernisaż od kumpla po fachu i prosił, abym zabrał i ciebie.
- Jasne. Z chęcią obejrzę wasze prace. - Posyłam mu promienny uśmiech. Zamierzam się porządnie zmienić i więcej nie dawać ojcu powodów do zmartwień.
- Zjadłbyś jajecznicy? - pytam na rozluźnienie atmosfery.
- Jak zrobisz to nie odmówię.
***
Reszta dnia mija niezauważalnie. Za oknami widoczne już jest już czarne niebo, a zaraz po nim, widać jak wyskakują na niebie pojedyncze gwiazdy. Spoglądam w lustro i podkreślam tuszem zaspane oczy. Na bladą twarz nakładam odrobinę podkładu, a na chude ciało narzucam białą koszulę, wcachniętą w czarne rurki. Zadowolona schodzę na dół, gdzie czeka już na mnie ojciec. Wygląda inaczej niż zawsze. Od śmierci mamy nie zważał na swój wygląd, jednak dzisiaj zgolił kilkudniowy zarost i założył swój najlepszy garnitur w odcieniu szarości. 

    Spogląda na mnie i przyłapuje jak lustruje jego wygląd. Widzę jak uśmiecha się od ucha do ucha i podchodzi w moim kierunku, podając mi czarny płaszcz.
- Gotowa? - pyta, a gdy odpowiadam gestem głowy, owija szyję ciepłą chustą i otwiera przede mną drzwi jak przystało na mężczyznę.
***
     Gdy wchodzimy do budynku, sala jest pełna wykwintnie ubranych ludzi. Zauważam, że większość zebranych podziwia dookoła wystawy, inni zaś buszują po oddalonym od pokazu miejscu, który przypomina bufet.
Miejsce wydaje się bardzo przyjazne. Ściany są w kolorze kremowym, a brązowe kafelki idealnie komponują się z nastrojem wnętrza.
- Lavinio, idziesz? - pyta ojciec, gdy podziwiam piękne widoki. Wyrywa mnie tym samym  z omamu. Rozglądam się dookoła, poszukując go wzrokiem, a gdy nie zauważam jego osoby, zdesperowana obkręcam się na pięcie i widzę, że ojciec wdał się rozmowę z jakimś młodym mężczyzną, nawołując mnie przez cały ten czas gestem ręki. Wymieniam spojrzenia z jego osobą i pewnym krokiem podchodzę, do dobrze zbudowanej postury chłopaka, gdzie znajduje się również mój ojciec. Od razu w oko wpadają mi jego bujne brązowe loki, a uśmiech z dwoma dołeczkami, wydaje się wręcz zarażający.
- To jest właśnie, Lavinia o której ci mówiłem. - Przedstawia mnie mężczyźnie, gdy podchodzę jak najbliżej jego osoby. Chłopak wówczas wyciąga rękę w moją stronę.
- Jestem Harry. - Posyła mi swój charakterystyczny uśmiech, gdy oddaję gest i całuje delikatnie skrawek ręki.
- Lavinia. - Gdy tylko łapię z nim kontakt wzrokowy, zatapiam wzrok w jego piękny szmaragdowych tęczówkach, które mam wrażenie jakby mnie hipnotyzowały. Jest taki czarujący. Dopiero teraz zauważam, że ma bardzo jasną karnację, a z powodu ukłonu, jego włosy zmieniły pozycję.
Po kilku sekundach wpatrywania się w jego osobę, nagle przytomnieję. Jego dłonie. Są bardzo zimne.
Starając się nie sprawiać wrażenia jego dotknięciem, odpycham ją od niego, dopiero gdy on robi to samo. Chłód jednak nie znika jeszcze przez chwilę. Staram się, więc unikać jak tylko potrafię jego wzroku, jednak niekontrolowanie moje ręce, krzyżują się i znajdują się na wysokości piersi.
- Zimno ci? - pyta nagle Harry, co zmusza mnie do spojrzenia w jego kierunku. Wydaje się bardzo poruszony tą sytuacją.
- Nie, ja po prostu pójdę się przejść - mówię do ojca i nie czekając na jego odpowiedź, czym prędzej kieruję się w stronę budynku. Zabieram z wieszaka płaszcz i nakładam go na siebie dopiero na zewnątrz.
"Wszystko się zmieni, Lavinio. Wszystko się zmieni. Bądź dzielna." - słyszę nagle nieznajomy głos w mojej głowie. Odskakuję z miejsca jak oparzona i rozglądam się dookoła, idąc przed siebie.
- Kto mówi? - krzyczę na głos, gdy jestem już znacznie oddalona od dużego, białego budynku. Zatapiam ręce w swoich włosach, delikatnie je unosząc.
- Ktoś tu jest? - zadaje kolejne pytania, jednak osoba siedząca w mojej głowie, nie wydaje się, że ma zamiar odpowiadać.
Co ja w ogóle wygaduję? To muszą być moje myśli. Przecież nikt nie potrafi wchodzić nikomu do głowy. To niedorzeczne. Wariuję. Znowu wariuję. Zupełnie jak kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Też miałam takie omamy.
Jestem tak zamyślona, że gdy tylko wkraczam do ogromnego lasku, nie zważam na to co dzieje się przede mną. Kieruje mną jednocześnie strach i złość na samą siebie. Za to, że robię z siebie jakąś wariatkę, podczas gdy obiecałam sobie, że zaczynam wszystko od nowa. To miejsce miało być moją odskocznią, a ona tymczasem robi mi całkowicie na przekór.
Nagle słyszę głosy. Jakby ktoś szybko przemieszczał. Czuję jak momentalnie serce podchodzi mi do gardła, a strach wziął nade mną górę.
Nie czekając ani minuty dłużej, natychmiast wycofuję się z ciemnego lasku. Idę najszybszym krokiem jakim potrafię, jednak i to nie pomaga. Czuję jakby to było gdzieś niedaleko i wtedy widzę w oddali wiewiórkę. Oddycham z ulgą, że tylko o to poszło całe zamieszanie i łapię się za serce, słysząc jego uspakajające pulsowanie. Przymykam delikatnie powieki, a gdy spoglądam jeszcze raz w to samo miejsce zwierzę nie jest już same. Wygląda jakby ktoś je szarpał. Stwór, który nad nim klęka i kurczowo wbija się w jego szyję. 

Zaczynam sama z siebie piszczeć i zanim zdążam podjąć działanie w celu ucieczki,  napotykam drodze czyjś wzrok. Wydaje się bardzo znajomy. Jednak jego oczy nie są już niebieskie. Są czarne. Jak oczy demona.

 

środa, 10 lutego 2016

8. There comes a time...

Lavinia POV's
"On był jej kluczem. Kluczem do poznania prawdy."
     Cały dzień chodzę zamyślona. Jestem tu, choć tak naprawdę mnie nie ma. On sam nie zwraca na mnie uwagi. Tylko jeden jedyny raz przyłapuję jego wzrok na sobie.
     Przechodzimy obok korytarzem. Wokół znajduje się wielu nastolatków, ale tak naprawdę liczy się tylko nasza dwójka. Mój wzrok jest obojętny, ale jego... Jeden jedyny raz jestem w stanie wyczytać w jego oczach coś niebywałego. Jego szafirowe tęczówki... Jego magnetyzujące, hipnotyzujące ślepia... Mam wrażenie, lecz tylko przez chwilę... Widzę w nich ból. Jest na tyle widoczny, że moje serce na jego widok staje się takie kruche. Mimowolnie czuję jak rozrywa mnie od środka, jednak jestem zdeterminowana by poznać ich sekret.  Ta jedna tajemnica, jest prawdą do wytłumaczenia tych wszystkich dziwnych zdarzeń.
     Nasze spojrzenie przerywa głośny dzwonek, wzywający nas na zajęcia. Grono nastolatków przepycha się przez naszą dwójkę. Widzę w oddali jedynie jego połyskującą w świetle blond czuprynę, a po chwili przyłapuję się na tym, że patrzę jedynie w ścianę.
     Do głowy nasuwa mi się pewien plan. Wiem, że Aiden, nowy chłopak Sue jest przewodniczącym, więc ma pewnie jakiś wgląd do szkolnych papierów. Może udałoby się mu załatwić adres Horana. Wtedy nie dałabym mu się tak szybko spławić. Wyjmuję telefon z kieszeni i wybieram numer do przyjaciółki.Dziewczyna odbiera dopiero po kilku sekundach i po jej głosie zauważam, że nie jest zachwycona, tym że dzwonię w trakcie lekcji.
- Mam nadzieję, że sprawa jest na tyle ważna, że wyrwałaś mnie ze sprawdzianu. Musiałam nakłamać nauczycielowi, że czekam na telefon od lekarza. Co się stało? - pyta i ciężko wzdycha, kończąc swoją wypowiedź. Ma podniesiony ton głos, jednak po chwili jakby się wycisza.
- Mam do ciebie sprawę, Sue. Spotkajmy się po lekcjach. Proszę - mówię z wielką determinacją i mocniej przyciskam telefon do ucha. Dziewczyna przez chwilę nie odpowiada, jednak po chwili znów mogę usłyszeć jej głos.
- Eh... No dobrze. Miałam się spotkać po szkole z Aidenem, ale postaram się to przełożyć. Niech będzie tam, gdzie ostatnio. - Odrzuca połączenie, a ja pełna zachwytu kieruję się i tak już spóźniona w stronę klasy.
***
     Późnym południem wychodzę ze szkoły i szybkim krokiem udaję się do kawiarni. Dzisiaj są targi, więc ulice Londynu są bardzo zatłoczone. Czasem ciężko jest się przepchać przez przechodzących w około ludzi.  Zwłaszcza, że pogoda dzisiaj dopisuje i jak na jesień jest bardzo słonecznie i nie zapowiada się na jakikolwiek deszcz.
Podążając wąskimi uliczkami miasta, docieram wkrótce pod wskazany mi adres. Dotykam okrągłej klamki i pociągam za chwiejące się drzwi. Pewnym krokiem wchodzę do środka. Sue siedzi tam, gdzie ostatnio odbyła się nasza popijawa. Staram się nie myśleć o jej niemiłych skutkach i skupić się na tym co jest teraz moim celem.
- Hej - mówię i posyłam jej promienny uśmiech, gdy ta właśnie upija łyk herbaty. Widzę jak odwzajemnia mój gest i za jakiś czas zakłada nogę na nogę, czekając na to co mam do powiedzenia.
Zasiadam po przeciwnej stronie stołu i nawet nie zdejmując kurtki, przechodzę do sedna sprawy.
- Więc o co chodzi? - pyta, spoglądając na mnie błękitnymi tęczówkami, idealnie zarysowanymi przez delikatne kreski i jasne cienie do oczu. Jej smukła cera idealnie komponuje się z jej lekko rudymi włosami, a nienaganna figura jest idealnie podkreślona przez ażurową sukienkę.
- Chodzi o Aidena. Słyszałam, że jest przewodniczącym i pomyślałam, że mógłby załatwić dla mnie czyjś adres - wypowiadam kolejne zdania. Po minie dziewczyny dostrzegam, że jest lekko zbulwersowana. Mam wrażenie, że najchętniej teraz by wyszła, żeby więcej nie musieć patrzeć na moją osobę.
- Lavinio, ty chyba nie mówisz poważnie? Nie narażę Aidena na takie coś. Wiesz jakie mógłby ponieść za to konsekwencje?
- Nikt się nie dowie!
- A skąd to niby możesz wiedzieć? Co jeżeli go nakryją? Chodzi ci o Horanów, prawda? Błagam cię, nie wchodź z butami w ich życie, bo źle może się to dla ciebie skończyć. Ostatnio widziałam tego starszego. Był bardzo agresywny wobec jednego człowieka. Daj sobie z nimi spokój. To dla twojego dobra. - Zanim zdąża powiedzieć ostatnie zdanie, oburzona wychodzę z lokalu. A co jeżeli ona ma rację? Co jeżeli faktycznie są niebezpieczni? Po co ci wszyscy mieliby mnie przed nimi ostrzegać? Może to była tylko głupia gra ze strony Niall'a. Zdecydowanie powinnam posłuchać Sue. W końcu jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciółki pragną wzajemnego dobra.
***
     Późnym wieczorem wracam do domu. Musiałam chwilę odetchnąć i resztę południa spędziłam w parku na ławce. Dużo myślałam i doszłam do wniosku, że muszę wymazać tę blond czuprynę na zawsze ze swoich wspomnień. Zapomnieć o tym co było i przyjąć do wiadomości, że nigdy nie poznam prawdy na moje pytania.
     Mam przygnębiony wyraz twarzy, a głowę cały czas spuszczoną w dół, jednak zauważam, że ojciec chodzi po domu widocznie zdenerwowany. Z tego wszystkiego zapomniałam go powiadomić, że wrócę później.
- Lavinio gdzieś ty była? - słyszę poddenerwowany głos ojca. - Wiesz jak się martwiłem?
- Przepraszam tato. - Zdejmuję kurtkę i wieszam ją na wolnym haczyku. Ponurym krokiem kieruję się w stronę schodów, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku i zaszyć się pod ciepłą kołderką. Jednak, gdy słyszę za sobą zrozpaczony głos ojca, zatrzymują się w pół kroku.
- Czy to znowu ten chłopak? Lavinio czuję, że dzieje się z tobą coś nie dobrego. - Zauważam, że w jego oczach, zaczynają krążyć mimowolnie pojedyncze łzy. Wygląda to jakby toczył z nimi walkę. Czy dać im w końcu upust, czy to nie jest idealna chwila. Jednak bitwa ta zostaje przerwana, a ojciec odchodzi ode mnie kawałek i siada na kanapie, chowając głowę w dłoniach.
- Tato. - Podchodzę do mężczyzny i opatulam go swoim ramieniem. - Przychodzi taki czas - zaczynam i spoglądam w stronę mężczyzny, który stara się uspokoić. Gdy jego łkanie się ucisza, nabieram głębokiego wdechu i schowam wzrok w czarnym zaułku na ścianie. - Przychodzi taki czas, że człowiek potrzebuje pomyśleć nad sensem. Nad wszystkim co go spotyka. Szuka prawdy. Potrzebuje podjąć najlepsze dla niego decyzje i dochodzi do wniosku, że może zrobił coś źle, że może wszystko mogło potoczyć się inaczej. Nie płacz. Naprawdę jest dobrze. Potrzebowałam po prostu chwili, ale jest już dobrze. Nie martw się.
Zostawiam go z tymi słowami i nie czekając na nasz dalszy dialog odrywam ciało od ciepłej sofy i zaszywam się w swoich czterech ścianach. Siadam na białej pościeli i spod pierzastej poduszki wyjmuję swój cenny notes. Przykładam pióro do kartki, a słowa nagle same z siebie zaczynają się kleić. Daję upust moim myślom, które chwilę później lądują na czystej dotąd stronie.
" Nie sądziłam, że kiedyś odpuszczę, ale tak będzie lepiej dla wszystkich. Dla mnie, dla ojca i dla moich najbliższych. Co się stało to już się nie odstanie. Zamykam ten krótki rozdział mojego życia i kolejny raz zaczynam od nowa. "
Dlaczego tak bardzo się myliłam? Dlaczego myślałam, że to tak szybko odejdzie?
A prawda miała nastąpić już jutro. I nie była ona taka jakiej bym się spodziewała. Bowiem na zawsze miała zmienić moje życie.

piątek, 5 lutego 2016

7. I want the truth.

Lavinia Pov's
" Każde słowo... Każda jedna myśl... Wszystkie kłamstwa... Wszystko zrozumiesz...Obiecuję ci to dziś..." Tajemniczy xx.
     Stoję w miejscu, a tuż obok mnie stoi farbowana postać blondyna. Nasze spojrzenia przez  cały czas skupiają się w jednym miejscu.
     Na środku drogi leży postać. Zimna powierzchnia ziemi, zakryta jest niewielką strużką krwi z wargi Josh'a, a obok leży jego postać.
  Wtulona w  zimny tors chłopaka, obserwuję stopniowe, chwiejne ruchy Josh'a. Jego ból... Jego łkanie, jego współczucie, jego łzy...
    Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie, moje ręka mocno formuje się na nadgarstku Niall'a. Nie pamiętam, w której chwili wybucha we mnie niepohamowana złość. A może słabość? Wyrzuty? Brak kontroli?
Mam ogromną chęć odegrać się na nim. Czuję jak to uczucie rozrywa mnie od środka. Ta dziwna chęć... To dziwne wrażenie... Jakbym igrała z ogniem.
— Lavinio — słyszę czyjś smutny głos nad swoim uchem. Melodia napływa do mojego ucha, tak wolno... Tak delikatnie... Uspakaja mnie. W pewnym stopniu.
Chłopak spogląda na mnie, a zaraz potem kieruje wzrok w odległe dla mnie miejsce.
Wodząc za jego spojrzeniem napotykam na drodze czarne Ferrari, które hamuje tak drastycznie, że na chwilę odsuwam się do tyłu. Zadzieram głowę do tyłu, jednak jego chłodna dłoń, przytrzymuje mnie w pasie na tyle mocno, że nie pozwala mi upaść.
     Okna samochodu są przyciemnione, przez co nie widzę kierowcy.  Dopiero kiedy Niall otwiera tylne drzwi mam na to okazję. Postać siedząca za kierownicą jest mi jakby znajoma. Mam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam, lecz przez natłok myśli, nie mogę pozbierać dawnych wspomnień. Ubrany jest w skórzaną kurtkę i lekko zadarte dżinsy. Włosy ma lekko porozwiewane, co morze być efektem dzisiejszej pogody. Zrezygnowana siadam po prawej stronie z tyłu. Blondyn zaś siada koło brata. Nawet nie spoglądają na siebie, co wydaje się bardzo nienaturalne.
Nastaje błoga cisza. Mam czas, żeby pomyśleć i poskładać myśli. Wszystko zaczyna dochodzić do mnie tak szybko... I nagle mam tyle pytań do osoby blondyna. Dociera do mnie, że to niedorzeczne, żeby za każdym razem, wiedział gdzie jestem. To niedorzeczne, żeby było tyle dziwnych przypadków, kiedy on stanął mi na drodze. Zawsze kiedy potrzebowałam pomocy, był obok.
- Jak ty to robisz, Niall? - pytam ledwo słyszalnym głosem jakby sama do siebie, jednak na tyle głośnym, że zwracam na sobie uwagę obu chłopaków. Blondyn jednak stara się być niedostępny, a ten drugi jest jakby dziwnie zdenerwowany. Poprawia brązowe kosmyki włosów i stara się opanować i skupić jedynie na drodze, jednak wygląda jakbym i jego również wyprowadziła z równowagi. Czy to moja obecność, sprawia, że zachowują się tak nie inaczej?
- Nie rozumiem o czym mówisz, Lavinio. - słyszę odpowiedź na moje pytanie. Nie jest jednak ona zadowalająca. Blondyn stara się, żebym nie usłyszała strachu w jego głosie, jednak od razu go dostrzegam. Ten chłopak to największa tajemnica jaką zdołałam poznać. Jest inny niż wszyscy.
Wciągam głęboko powietrze. Jestem pewna na sto procent, że rozumie o co mi chodzi, jednak może nie chce w to brnąć. Tylko dlaczego? Chyba mam prawo poznać prawdę.
- Skąd zawsze wiesz, gdzie jestem? Zawsze kiedy potrzebuję pomocy ty jesteś. Jesteś w każdej sytuacji. W każdym krańcu miasta w tym samym momencie co ja. Jak ty to robisz? Śledzisz mnie? Niall...
- Lavinio nie drąż tematu. - Przerywa mi i wypowiada to bardzo ostrym tonem.  Mimo to, nie daję za wygraną.
- Skąd wiedziałeś co zrobił Josh? Co? To ty mnie wtedy uratowałeś? - Spoglądam  to na blondyna, to na szatyna. Oboje wyglądają na takich, którym podniosło się ciśnienie. Jego brat od początku przysłuchuje się rozmowie i gdy wypowiadam ostatnie pytanie, zaciska mocniej ręce na kierownicy. Dlaczego oboje tak się zachowują? Dlaczego robią z tego tak wielką tajemnicę? Dlaczego nie chcą mi powiedzieć?
     Przez zdenerwowanie, nawet nie zauważam, że właśnie podjechaliśmy pod budynek szkoły. Nie zadaje się na to, żeby którykolwiek chciał cokolwiek więcej powiedzieć.
Widzę jak szatyn nabiera głębokiego wdechu i opiera się o tył fotelu. Blondyn zaś przymyka na chwilę oczy, żeby odetchnąć.
    Nie wytrzymuję dłużej i zdenerwowana wychodzę z samochodu, nie zważając na to jak wielką falę złości wywołałam u obu chłopaków. Zbyt wiele kłamstw dostałam od życia. Zbyt wielu ludzi kłamie mi prosto w twarz. Klękam przy murku i stopniowo opadam na ziemie. Chowam twarz w dłoniach i na myśl przychodzi mi jedno ze wspomnieć, które wywołuje u mnie wypływającą z moich oczu falę łez.
" Wchodzę do salonu. Pałam szczęściem, ponieważ udało mi się dostać do szkolnej drużyny siatkarskiej. Z ogromnym uśmiechem spoglądam na rodziców. Podchodzę do nich szczęśliwym krokiem. Jednak chwila i moja twarz przybiera szarych kolorów. Radość, którą przed chwilą sobie trzymałam, odpłynęła tak szybko, jak do mnie przyszła. Cały świat jakby runął w gruzach.
- Mamo? Tato? Co się dzieje? - pytam, rzucając w kąt sportową torbę z książkami. Podbiegam do obu postaci i kładę dłoń na ramieniu matki.
- Usiądź, Lavinio. - Wykonuję polecenie, a ojciec patrzy na mnie z rozpaczą w oczach.
- Matka... Matka jest chora, Lavinio.
- Chora? - wypowiadam niemal szeptem i zauważam jak z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. - Jak to chora?  - krzyczę.
- Lavinio, uspokój się.
- Nie! - Wstaję na równe nogi. Słyszę jej głośne łkanie, jednak nie potrafię się uspokoić. - Wyjdzie z tego, prawda? Tato powiedz tak!
- Został jej zaledwie miesiąc. Przykro mi.
- Jak długo? Jak długo wiecie, co? Jak długo trzymaliście to w tajemnicy. No powiedz.
- Dwa lata."
    Nie kryję złości, która sama się u mnie objawia. Pragnę wrócić z powrotem do domu. Zatrzasnąć się na dwa spusty i nigdy więcej nie wyjść z pokoju. Staram się opanować nerwy. Opuszkami palców, wycieram wypływające łzy i z pomocą rąk, staram się wstać na równe nogi. Zakładam torbę na ramię i stawiam pierwsze kroki, jednak nagle słyszę znajome głosy, osób, u których przed chwilą wywołałam burzę złych myśli.
     Jego głos nadal drży. Blondyn jednak teraz ma o wiele więcej do powiedzenia. Zawracam z powrotem w to samo miejsce, z którego przed chwilą wysiadałam i chowam się tuż za murkiem. W skupieniu przysłuchuję się ich rozmowie, starając się opanować pałającą mną złość.
- Jesteś nieodpowiedzialny! Jak możesz! Jestem pewny, że już prawie się domyśla. - Głos szatyna jest na tyle mocny, że roznosi się po lasku, tuż za szkołą. Zauważam, że na jego słowa Niall wybucha silnym gniewem i wali w maskę samochodu.
- Czy musisz być takim idiotą, Niall. Wiesz jak jest. Wiesz co może się stać, ale nadal w to brniesz. 
- Uspokój się, Louis. - Blondyn w końcu nie wytrzymuje i stawia się szatynowi. - Nie domyśli się. Nikt z tutejszych nic nie wiedzą na nas temat.  - Stara się go zapewnić, jednak ten drugi, nie  do końca wygląda na takiego, który mu wierzy.
- Tak myślisz? Ostatnio też tak myśleliśmy i wiesz jak wyszło. Pamiętaj, że nikt nie może poznać naszej tajemnicy - wypowiada ostatnie zdanie. Widzę jak tuż po nim wsiada z powrotem do auta i zaraz potem znika z zasięgu mojego wzroku.
O co tu do diabła chodzi?

Naprawdę nie wiem, czy jest sens, żeby tutaj dodawać, skoro czyta to jedna osoba. Zastanowię się. Opowiadanie jest dostępne na wattpadzie, gdzie na pewno je będę kontynuowała. Rozdziały też są tam wcześniej. Zapraszam.

wtorek, 2 lutego 2016

6. Another dream.

"Są ludzie, którzy wolą raczej nic nie uk­ry­wać niż mu­sieć kłamać; ludzie którzy wolą raczej kłamać, niż nie mieć nic do uk­ry­cia. I ludzie, którzy lu­bią i kłam­stwo i tajemnice."
*Lavinia*
     Ciemna pusta hala. Dookoła porozrzucane odłamki szkła. Nigdzie żadnej  żywej postaci. Przechodzę kilka metrów dalej i nagły huk powoduje u mnie nieopanowany strach. Nadaremnie próbuję opanować zdenerwowanie i zdeterminowana dobiegam do drzwi prowadzących do wyjścia. Z ogromną parą w obu dłoniach szarpie za klamkę, jednak w odwecie słyszę za sobą jedynie ironiczny śmiech.
To na nicsłyszę jego głos. Zbliżał się do mnie. Był coraz bliżej i gdy jego nos, zaczepił się o kosmyk moich włosów, obróciłam się na piecie, stając z nim twarzą w twarz.
Kolejny raz nie widziałam nic. Cały czas miał na sobie kaptur, a na jego oczach jak zwykle widniały przyciemnione okulary. Spod kaptura widziałam brązowe pasemka.
Boisz się? — Jego dotyk na mojej szyi sprawia, że stoję jak sparaliżowana.
Odpowiedz, Lavinio — mówi, jednocześnie zakręcając, na swoim palcu pasmo moich włosów. Bałam się. Bałam się jak cholera, ale nie mogłam mu tego okazać.
Niemówię, a on zaprzecza gestem głowy.
Oczywiście, że tak. Nie kłam, księżniczko. — Odpycha do tyłu moje włosy i nachyla się nad moją szyją. Czuję jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi.Delikatnie muska ustami moją szyję i pchnie mnie w stronę ściany.
Nie krzycz — słyszę jego głos przy uchu i nagle... Czuję ból... Ból, który rozsadza mnie od środka.
     Budzę się cała spocona. Zagarniam szybkim gestem blond pasemka, z mokrego czoła i  spoglądam na budzik, który wskazuje trzecią w nocy. Nadal czuję mocne pulsowanie serca. To tylko sen. Kolejny sen. Kolejny od bardzo dawna, a drugi odkąd się tutaj wprowadziłam. Zadziwiające jest to, że wydawał się taki realny. Jakbym przeżywała go naprawdę w rzeczywistym świecie, choć to przecież niemożliwe.
     Czemu to wszystko odtwarza się na nowo? Czemu to służy? - zadaję sobie pytania, na które jestem pewna, że nigdy w życiu nie dostanę odpowiedzi. Może jestem zbyt głupia, żeby to zrozumieć. Zbyt głupia, żeby cokolwiek w życiu zrozumieć, tak jak to, dlaczego odebrali mi najwspanialszą osobę, jakąkolwiek mogłam mieć.
***
     Przez resztę nocy nie śpię. Nie mam na to  najmniejszej ochoty na sen. Leżę. Myślę. Kombinuję, a na sam koniec moje myśli wędrują do wczorajszej rozmowy z Niall'em.  Czy to kolejny zbieg okoliczności, że spotkaliśmy się w tym samym miejscu, o tak później porze? Wcześniej nie miałam siły, żeby o tym myśleć. Uspokoił mnie. W pewnym sensie, dzięki niemu zapomniałam, bo teraz moje myśli dotyczą tylko jego. Tajemniczego chłopaka. Mam serdecznie dość tych wszystkich tajemnic. Serdecznie dość wszystkiego. To za dużo jak dla mnie. - Najpierw Śmierć matki, później Sara, Josh..., Niall oraz tajemnicza osoba, która uratowała mnie przed Josh'em. Jestem już na skraju.
- Lavinio, wstałaś już? - słyszę głos ojca, który wyrywa mnie z goryczy. Nie mam ochoty na nic. Najchętniej nie poszłabym do szkoły, jednak to dla ojca. Nie chcę, żeby zaczął coś podejrzewać. Jest osobą, która przeżywa wszystko podwójnie. Martwi się. Z jednej strony to dobrze, jednak czasem naprawdę przesadza. Jest po prostu wyjątkowy. Jak każdy człowiek.
Momentalnie odpycham myśli na bok i zrywam się z łóżka. Spoglądam na zegar wiszący na ścianie i gdy widzę, że już w pół do ósmej przyspieszam swoje poranne czynności.
- Lavinio? - słyszę ponowne nawoływanie. Tym razem tuż zza moich drzwi.
- Tak! - krzyczę na odchodnym i zakładam na siebie pierwsze lepsze ubrania z grymasem na twarzy. Przygnębienie opanowuje mnie całą. Widzę jak szary i nieudany jest ten dzień.
- To dobrze - mówi i odchodzi, pozostawiając mnie znowu z moimi myślami.
***
     Deszcz powoduje, że moje ubrania, w ciągu kilku sekund, są już prawie w całości mokre. Nie ma szans, żebym zdążyła do szkoły. Idę, więc powolnym krokiem z zamiarem pójścia dopiero na drugą lekcję. Zakładam słuchawki, lecz  do moich uszu dobiega głośny dźwięk klaksonu samochodowego. Momentalnie podskakuje do góry. Obracam się na pięcie i moim oczom ukazuje się Josh.
- Lavinio, wsiadaj. Zmokniesz - mówi lekko przygnębiony i wychodzi z samochodu.
- Zostaw mnie Josh - krzyczę i przyspieszam kroku, lecz jest on coraz bliżej. Nie odpuszcza. Czy on nie rozumie, że nie chcę go już znać? Jest on dla mnie nikim.
- Lavinio. Poczekaj porozmawiajmy. - Dogania mnie. Sprawia, że obracam się w jego kierunku, a wtedy chwyta za mój nadgarstek i przyciąga bliżej siebie.
- Zostaw mnie. Zostaw mnie i daj mi spokój. Nie chcę cię znać! - Czuję jak w moich oczach pojawiają się łzy. Widząc, to, zauważam, że robi dokładnie to samo. Czy jego łzy są kłamstwem?
- Lavinio, proszę... Ja... Ja nie chciałem. - Teraz rozumiem, że nie ważne czy on teraz cierpi. Cierpiałam bardziej.
- Powiem ostatni raz. Zostaw mnie. Nie chcę cię znać.
- Ale Lavinio... - szepcze, wpatrując się w moje oczy. Zranił mnie. Tak bardzo mnie zranił. Dlaczego nie może tego zrozumieć? Dlaczego nie może zrozumieć, że w takiej sytuacji potrzeba czasu?
- Zostaw ją ty gnoju - słyszę z daleka znajomy głos. Głos, który niedawno mi również pomagał. Jak on to robi? Jak oj to robi, że zawsze jest przy mnie, kiedy go potrzebuję?Widzę w nim anioła. Pojawia się w najważniejszych dla mnie sytuacjach. Pojawia się wtedy, gdy cierpię.
Widzę jak Niall, odpycha ode mnie Josh'a. Jego dłoń  od razu znajduje się przy jego szczęce. Nie wiem dlaczego. Nie wiem jak, ale z moich ust wydobywa się pojedynczy pisk.
I w tym momencie nasze  spojrzenia się krzyżują. Patrzy na mnie ze współczuciem. Mam wrażenie, że jego oczy są innego koloru, ale mogę się mylić, gdyż z moich oczu, cały czas wypływają łzy. Niall widząc mnie zrozpaczoną, nagle zostawia go w spokoju. Rzuca nim o ziemię, jak marionetkę. Tym samym, momentalnie znajduje się przy mnie i przytula mnie do swojej piersi.
- Już wszystko, dobrze. Obiecuję ci, że więcej cię nie skrzywdzi. Zadzwonię po brata. Zawiezie nas pod szkołę. Tylko spokojnie. Nie płacz. Boli mnie serce, jak widzę, gdy cierpisz.
     Te słowa. Tak wiele znaczące słowa, a w nim tak wiele kłamstw.
    Hej, hej, hello.  Obiecuję, niedługo wyjaśni się znaczenie tytułu i niedługo pozna prawdę, ale musicie jeszcze chwilę poczekać. Sny też mają pewne znaczenie od razu mówię. Będzie to spowodowane nowym bohaterem, ale ciii... Ja wcale nie spojleruję. Na pewno jeszcze przed 10 rozdziałem pozna prawdę i wtedy rozwinie się najgłówniejszy wątek wszech czasów, czyli tytuł.  Nie chciałam, żeby bum już w 2 rozdziale poznała prawdę o Niall'u. Więc spokojnie. A teraz pozostawiam was z tym rozdziałem. Następny może za dwa, trzy dni. Może szybciej. Kto wie. W końcu mam ferie.
Layout by eternity