czwartek, 31 grudnia 2015

3. Uważaj na niego.

 Lavinia Pov's

     Lekcja się dłużyła. Odkąd dokonałam nowego odkrycia, nie mogłam się na niczym skupić.Dzwonek okazał się moim wybawieniem.Gdy słyszę jego głośne brzęczenie, zbieram wszystkie rzeczy do torby i szybciej wychodzę z sali, żegnając się z panią Smith.
Blondyn wychodzi tuż za mną i spogląda na mnie przelotnie. W moich oczach widoczny jest strach. Nie czuję się przy nim dobrze. Coś stara się mnie od niego odepchnąć, a jednocześnie pewna część mnie do niego przyciąga. Nie powiedział nic. Patrzy się na mnie jakby zobaczył ducha i idzie dalej. Czekałam aż zrobi ten ruch, żeby móc swobodnie porozmawiać o całym zajściu w klasie. Odprowadzam go wzrokiem i gdy znajduje się dość daleko, zatrzymuję jedną z dziewczyn - dość wysoką brunetkę z idealnie gładką, ciemniejszą od mojej cerą i talią modelki, którą podkreślała idealnie dopasowana do jej kształtów granatowa sukienka z falbanami.
- Hej, ja...um. Jestem Lavinia - wyciągam w jej stronę dłoń i staję na przeciw niej, opierając się delikatnie o wierzch ściany.
- Ta nowa? - pyta, a gdy dostaje odpowiedź, oddaje mój gest.
- Jestem Sara - mówi delikatnym tonem.
- Możesz czuć się wyróżniona - dodaje po chwili.
- To znaczy? - pytam dociekliwie, lekko zaskoczona.
- Ten nowy... - Na chwilę się waha. Tak jak Sue, jednak po chwili znów zabiera głos. - Jeszcze do nikogo się nie odezwał. Jesteś pierwsza.
 Cicho wzdycham. To by wyjaśniało, dlaczego wszyscy tak nagle się na mnie spojrzeli. Coś z nim było nie tak? Nie zachowuje się naturalnie. I te okulary. Dlaczego ich nie zdejmuje?
-Uważaj na niego, Lavinio. Nie pytaj dlaczego, ale uważaj. - słyszę po chwili.
Sara od razu, gdy kończy odchodzi, zostawiając mnie z milionem pytań. Niall jest niebezpieczny?
Może ta dziewczyna ma rację i nie powinnam pakować się w kłopoty. Jeżeli faktycznie coś mi grozi z jego strony powinnam zostawić tą sprawę spokoju.
Dostrzegam w oddali rozbawioną Sue. Staram się zapomnieć o sprawie sprzed chwili, jednak to niemożliwe.
- Wszystko dobrze? - pyta, dorównując mi kroku.
Wzruszam jedynie ramionami i z pomocą przyjaciółki docieram pod kolejną salę lekcyjną. Niall'a już nie było do końca zajęć.
***
Po skończonych lekcjach Sue zaprosiła mnie do baru, abym poznała jej znajomych. Niechętnie się zgodziłam. Nadal doskwierał mi ból głowy, jednak blondynka nie chciała mi odpuścić, więc jej uległam.
Zeszłam do szatni po rzeczy i opatulona ciepłą katanką, dołączyłam do grupy znajomych Sue.
- Lavinio, poznaj Ricka, Josha i Marylę. - Przedstawia grupkę osób, stojących przed fontanną.
- Miło mi cię poznać. - Josh jako jedyny wyciąga do mnie rękę i lekko ją całuje, jak przystało na dżentelmena.
Posyłam mu ciepły uśmiech i wspólnym krokiem ruszamy do pobliskiej kawiarni. Podczas gdy oni rozmawiają, ja jestem myślami zupełnie gdzie indziej. Każdy przestrzega mnie przed Niall'em. Dlaczego uważają, że może mi zrobić krzywdę, skoro mówią, że go nie znają. Chyba, że znały go przedtem.
- Słyszysz, Lavinio? - Sue macha mi przed oczami.
- Hmm? - pytam zdezorientowana i chowam blond pasmo za ucho.
- Mówiliśmy o imprezie w weekend. Byłabyś chętna?
- Jasne. Czemu nie - odpowiadam nie do końca przekonana.
Wchodzimy do baru. Josh starając mi się przypodobać, zdejmuje moją kurtkę i wiesza na wolnym miejsca w wejściu budynku.
- Coś podać? - pyta uroczy kelner. Każdy ze znajomych Sue zamawia alkohol, a ja z racji niepełnoletności wybieram jedynie zimną colę z lodem.
***
Mijają kolejne godziny. Wszyscy są już mocno wstawieni, a po namowach chłopaków w moim organizmie również znajdują się nieodpowiednie substancje.
Upijam kolejnego łyka. Nie czuję się mocno pijana, jednak moje ręce same z siebie zaczęły się całe trząść. Wyjmuję z kieszeni w torbie telefon i spoglądam na godzinę.
- Powinnam już iść - mówię, przerywając ich pogadankę. Sue spogląda na mnie morderczym wzrokiem, a reszta jedynie macha mi na pożegnanie.
Wymijam znajomych i opatulona w kurtkę, czuję za sobą czyjś ciepły oddech.
- Odprowadzę cię - słyszę za sobą głos Josha, który lekko przygryza płatek mojego ucha, a jego ręce lądują na moich biodrach. Jest najbardziej wstawiony z nas wszystkich.
- Poradzę sobie. - Odpycham jego zaloty i szybkim krokiem wychodzę z baru. Nie powinnam w ogóle tak przychodzić. Na szczęście ojca nie ma w domu.
 Gdy znacznie oddalam się od klubu, opieram się o ścianę i na chwilę kucam. Nie czuję się najlepiej, a brzuch zdawał się, że zaraz eksploduje.
- Dzidzia - słyszę kogoś rozbawiony głos nad sobą. To Josh. Nachyla się nade mną i próbuje złożyć na moich ustach pocałunek, jednak go odpycham.
- Oj nie bądź taka - mówi. Wstaję na równe nogi, wymijając jego osobę, a gdy słyszę, że idzie za mną, ruszam przed siebie do biegu. Szatyn mnie dogania i ściska za nadgarstki.
- Zostaw mnie, Josh - krzyczę. Jednak chłopak nie przestaje i rzuca mną o ścianę, przez co opadam na ziemię. Dotykam ręką z tyłu głowy. Czerwona ciecz zaczyna spływać po moich ubraniach. Nie mam siły, żeby nawet zareagować, gdy Josh kładzie się na mnie i dotyka rękami moich pośladków. Czuję jego jęki, gdy składa mokre pocałunki na mojej szyi.
- Josh... Przestań! Błagam - mówię już słabym głosem i nagle nie czuję już tego ciężaru co wcześniej. To tak jakby moje błagania zostały wysłuchane.
Happy New Year!
Jak myślicie kto uratował Lavinię? ^_^
Komentujcie.
Do następnego.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

2. Zakapturzona postać.

"Życie skrywa wiele tajemnic, a gdy niektóre dotyczą ciebie, stajesz się do nich przynależny, bez względu na to, czy to zaakceptujesz, bo ktoś już kiedyś wybrał za ciebie.
*Lavinia*
     Biegnę przed siebie, lecz to nadal mnie goni. Nie widzę jego twarzy, przez zasłaniający go kaptur, jednak wiem, że to nie jest człowiek
Strach we mnie narasta. Serce przyśpiesza, tak że znajduje się już praktycznie przy gardle.Czuję, że już po mnie. Jest już przy mnie i wtedy... Nastaje ciemność.
      — Lavinio, Lavinio obudź się. — Czuję silne szturchanie i przerażony głos ojca. Niechętnie otwieram zaropiałe powieki. Światło po pierwszym spojrzeniu razi mnie w oczy, a obok siedzi znajoma mi postać.

Ojciec ma załzawione oczy i widząc, że się obudziłam wtula się do mojej piersi.
- Nie strasz mnie tak więcej córeczko - mówi i siada na przeciwko mnie.
Nie do końca mogę pojąć co się wydarzyło, jednak posyłam ojcu smutny uśmiech, starając się go uspokoić. To na pewno znowu koszmary. Miewam je od maleńkiego i żaden psycholog nie zdołał mnie z tego wyleczyć. 
- Jest dobrze tato. - Łapię go za rękę.
- Na pewno? - pyta, spoglądając w moją stronę.
Przełykam głośno ślinę i odpowiadam.
- Na pewno.
- Już myślałem... - mówi przerażony.
- Nawet tak nie mów tato.
     Gdy wszystko wraca do normy, ojciec wychodzi, jednak ja nie mogę już zasnąć. Od wielu lat sen z zakapturzoną postacią, nie powracał. Dlaczego znowu ją widzę. Dlaczego znowu nie daje mi spokoju. Nie będę martwić ojca. Śmierć żony jest na pewno wystarczająca.
     Przypominam sobie chłopaka z kawiarenki. Miał inną budowę ciała, jednak był jedyną osobą, która mi ją przypominała. Zakapturzoną postać.
Czyżbym znowu zaczynała mieć paranoję. To jakby znowu powraca, jednak tym razem nie mogę dać się zwariować. Nie mogą być ze mną problemy. Ojciec by tego nie wytrzymał.
     Dopada mnie silny ból głowy. Dotykam gorącego czoła i krzywiąc się z bólu, opadam na łóżko i mimowolnie zasypiam, wtulona w poduszkę. Sen nie powraca.
***
     W pół do siódmej z pomocą budziła wstaje na równe nogi. Ojciec tydzień temu zapisał mnie do pobliskiej szkoły, a dzisiaj był mój pierwszy dzień. Gdyby nie to, nie poszłabym. Czuje się dzisiaj fatalnie.
     — Hej tato. — Witam się z mężczyzną, który jest w trakcie przeglądania sportowej prasy.
Otwieram lodówkę, lecz w tym momencie ojciec wychyla się z nad gazety  i uważnie mi się przygląda.
— Jesteś blada — sugeruje. — Dobrze się czujesz?
Odpowiadam szybkim skinieniem głowy, aby go nie martwić.
Na szczęście o nic więcej nie pyta, jednak ma zmartwioną minę.
— Wrócę dopiero pojutrze, Lavinio. Zostawię ci pieniądze to sobie coś kupisz na obiad — mówi delikatnie się uśmiechając. Czyli to dlatego jest zmartwiony. Rodzice nie lubili zostawiać mnie samej. Kilka lat temu, gdy zaistniała taka sytuacja, dom zaczął się palić, a niedawno gdy byłam sama straciłam przytomność.
- Hej. - Macha mi ręką przed oczami. - Poradzisz sobie jakoś? - pyta zmartwiony.
- Jasne, nie przejmuj się. Postaram się nic nie nabroić.- Posyłam mu smutny uśmiech i analizując jak odchodzi, spożywam kolejne kęsy kanapki z nutellą.  
***
   Tuż przed ósmą na piechotę, kieruje się w stronę nowej szkoły. Gdyby nie wczorajszy incydent, przybiegła bym tu wczoraj, jednak teraz miałam kłopoty z odnalezieniem budynku. Czuję jakbym była już w tym miejscu.
— Przepraszam — krzyczę zdesperowana do przechodzącej na drugą stronę staruszki. Spogląda na mnie babcinym wzrokiem i czeka na dalszy rozwój akcji.
— Wie pani gdzie znajdę II High School?
— Dziecinko, prosto i na lewo — odpowiada uprzejmym głosem i posyła mi uroczy uśmiech.
— Bardzo pani dziękuję.
Pospiesznym krokiem idę wskazówkami kobiety i już po chwili docieram na miejsce, gdzie roi się od nastoletnich uczniów.
Budynek sam w sobie wygląda na niedawno remontowany. Białe ściany są nienagannie czyste, a duży plac przed budynkiem udekorowano bujną roślinnością.
     Wytężam wzrok i widzę w oddali znajoma twarz. Łapie ze mną kontakt wzrokowy i wspólnym krokiem spotykamy się po środku drogi.
— Nie wiedziałam, że będziesz tą nową. Cała szkoła o tobie huczy. — Łapie mnie za rękę, jednak coś innego przykuwa moją uwagę. Nieopodal szkoły przy lasku podjeżdża nowe Ferrari. Uczniowie są zbyt zajęci sobą, by je spostrzec, jednak ja widzę wszystko doskonale. Niewysoki zakapturzony chłopak wysiada z auta. Jego towarzysz szepcze mu coś do ucha, lecz w tym samym czasie nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy. Speszona chowam wzrok i wracam myślami do zdenerwowanej Sue.
— No idziesz? — pyta. Odpowiadam jej gestem głowy i gdy odchodzimy kilka kroków, zatrzymuje ją w ustronnym miejscu.
— Kim jest ten... — nie zdążam dokończyć, gdyż auta już nie ma. Rozpłynęło się.
— Kim jest kto? — pyta zaciekawiona.
Mam zwidy? Znowu zwariowałam? Dałabym sobie rękę uciąć, że tam było. Ale już nie ma! Jestem psycholką.
— Pomyliło mi się coś. — Próbuje ukryć swoje rozczarowanie.
— Chodźmy już na lekcje — szepczę, a dziewczyna zgodnie, prowadzi mnie pod salę biologiczną. Sue jest ode mnie rok starsza, więc zostaje zdana sama na siebie.
— Spotkamy się na następnej przerwie, Love. Połamania nóg. — Przytula mnie i idzie w przeciwnym kierunku.
Ja natomiast cały czas mam przed sobą wzrok chłopaka z samochodu. Gdybym popatrzyła dłużej, zabił by mnie. Zabił by mnie wzrokiem. Patrzył na mnie jakby się czegoś bał. Jakbym była kimś niebezpiecznym. A przecież nie byłam!
- Już jestem! - słyszę głos nauczycielki i westchnienia uczniów. Nawet nie zauważyłam jej dziesięciominutowego spóźnienia.
     Niewysoka kobieta wpuszcza nas do środka. Sala jest nie duża, jednak zaopatrzona w wiele materiałów. 
Wszyscy ze sobą plotkują , przez co czuję się lekko speszona. Nie znam tu nikogo oprócz Sue. I gdyby nie wczoraj nawet i jej bym nie znała. 
Siadam samotnie w ostatniej ławce i z uwagą słucham nowej nauczycielki, która na początku lekcji wspomniała jedynie o mojej obecności. I gdy wszyscy skupieni byliśmy w niełatwym zadaniu, usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi.
Do środka wchodzi średniego wzrostu postać chłopaka, co zmusza mnie do spojrzenia w jego kierunku.
— Przepraszam za spóźnienie. — mówi tak cicho, że pewnie większa ilość uczniów, tego nie usłyszała i ze spuszczoną głową kieruje się na koniec kasy. Podnosi głowę. Zauważam, że ma na sobie przyciemnione okulary, przez co nie dopatruję się odcienia jego oczu.
 — To jest nasza nowa koleżanka, Niall - mówi, widząc lekkie zamieszanie.
- To twoje miejsce? - pytam, mając zamiar już wstać i przenieść się na pierwszą ławkę, lecz jego zachrypiały głos, mnie zatrzymuje.
- Możesz tu siedzieć - mówi bez życia i sam kieruje się na początek klasy. Jednak nie zdejmuje okularów. Cała klasa spogląda w moim kierunku. Jestem zdezorientowana. Zrobiłam coś nie tak? 
- Zrobiliście już zadanie? - pyta nauczycielka, widząc zainteresowanie uczniów moją osobą.
Wszyscy jak na zawołanie, odwracają się w przeciwnym kierunku. Tylko jedna osoba, na mnie nie spojrzała. Nawet nie drgnęła.
Przyglądam mu się uważnie. Coś mi nie gra. Na myśl przychodzą mi wspomnienia.
" - Prze-przepraszam - mówię, wiedząc, że gdybym była ostrożniejsza nic by się nie wydarzyło."
Próbuję przypomnieć sobie jeszcze raz wspomnienie, koncentrując się tylko na nim.
"Czarny kaptur, a na nim... Napis "Reveal"."
Spoglądam w stronę chłopaka i wytężam bardziej wzrok, uważając na skoncentrowaną nauczycielkę. 
Na chwilę zmienia pozycję, lecz ja nie rezygnuję i gdy opiera się na krześle...
Zamieram. To on. Chłopak z kawiarenki.
Hej, trochę szybciej dodaję rozdział. Dziękuję bardzo za tyle wyświetleń prologu. Komentujcie!!! Daje to ogromnego kopa do dalszego pisania.
Z racji, że pewnie do sylwestra rozdział się nie pojawi to życzę wam SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

1. On jest dziwny.


*Lavinia*
     W życiu nadarza się taki dzień, który potrafi zniszczyć całe twoje życie.Czasami musisz zostawić pewne rzeczy w dal, aby iść do przodu i zacząć wszystko od początku.
     Zakreślam palcami niefortunne kształty na zimnej powierzchni okna i  opieram o framugę tylnych drzwi. Ojciec w skupieniu prowadzi auto, delektując się napływającą z radia delikatną muzyką nieznanego mi piosenkarza. Spotykając się z moim wzrokiem w przednim lusterku, posyła mi smutny uśmiech, po którym zatapiam głowę w puchowej poduszce i układam się w pozycji bocznej, z zimna podkulając nogi pod brodę. Wspominam lato, gdy razem z przyjacielem byliśmy nie rozłączni i gdy najlepsza koleżanka wsypała mi lodu pod kołdrę. Moją duszę ogarnia smutek i tęsknota. Chciałam tego wyjazdu. Pragnęłam zapomnieć o Seatle i opuścić w niepamięć chorobę mamy. Jednak to jest cięższe niż myślałam. Wierzę, że razem z tatą sobie poradzimy, ale z będzie musiało minąć trochę czasu, gdy wszystko powróci do normy i zaczniemy normalnie funkcjonować.
 - Lavinio - słyszę zdenerwowany głos ojca i gdy unoszę spojrzenie, napotykam na drodze pełne entuzjazmu niebieskie tęczówki mężczyzny.
- Jesteśmy na miejscu.
To tutaj - mówię w myślach i podnoszę się z miejsca. Spoglądam przez okno i widzę dom otoczony pięknym zadbanym ogrodem, po poprzednich właścicielach. Wygląda na bardzo przytulny - mówię w myślach i z nutką strachu wysiadam z auta, podążając tuż za krokiem ojca.
- Podoba ci się? - Ojciec kładzie rękę na moim ramieniu.
Odpowiadam mu szybkim skinięciem głowy i opieram się o jego ciepły tors. Nawet nie zauważam jak z nieba spadają na nas pojedyncze krople deszczu, a chmury przybierają szarych odcieni.
Oboje wychylamy głowy w górę i po szybkim napotkaniu wzroku, ojciec rusza po nasze walizki, a ja biegiem wpada do środka domu.
Zdejmuję kaptur i bliżej przyglądam się nowemu miejscu. Miejsce wygląda tak jak wyobrażała sobie je mama. Dominującym kolorem stał się kremowy, a meble nie były nowoczesne, przypominały te z dawniejszych lat w odnowionej formie. Na pewno by ci się spodobało - myślę i opieram się o kolumnę w przestronnej kuchni.
W tym czasie słyszę zgrzyt otwieranych drzwi i głośny gruchot naszych pakunków. Odwracam się na pięcie i spotykam się z wzrokiem uśmiechniętego ojca. Wzruszona łapię za uchwyt bagaży i kieruję się w stronę schodów.
- Na którym... - Nie zdążam dokończyć, gdyż ojciec wyręcza mnie w niesieniu walizek i wymija mnie, kierując się w górę.
- Pierwsze po prawej - mówi przez śmiech. Korzystając z okazji, szczypję go po biodrach, na co zwinnie podskakuje.
- Chyba chcesz dzisiaj zmywać. - Odwraca się do mnie z poważną miną, lecz w widzę, że próbuje pohamować śmiech.
- Nie?
- Na pewno? Bo mam takie wrażenie.
Odstawia moje walizki, pod białymi drzwiami i kieruje się w stronę schodów.
- Pff...
- Słyszałem!
- Jasne. -Patrzę w stronę ojca i z zaciekawieniem uchylam drewniane drzwi. Ojciec z uśmiechem na twarzy znika, a ja z zachwytem wchodzę do środka i od razu rzucam się na ogromne dwuosobowe łóżko, przykryte nakryciem w czarno-białe paski. Chowam się pod ciepłym pierzem i ze zmęczenia przykam delikatnie powieki.
- Szkoda, że tak szybko odeszłaś - mówię, gdy do moich oczu napływa kilka pojedynczych łez, zalewających stopniowo moje poliki. Moje myśli przerywa pukanie do drzwi.
- Tak  - mówię, przybierając pozycję siedzącą, a mężczyzna wchodzi do środka.
- Spałaś? - pyta, lecz od razu zaprzeczam gestem głowy.
- Zapomniałem ci powiedzieć. Sąsiedzi zaprosili nas do siebie wieczorem, idziesz ze mną?
- Idź sam, ja się zdrzemnę.
- Tylko nikomu nie otwieraj!
- Tak tato. - Uśmiecham się do ojca i gdy wychodzi, ponownie chowam się pod ciepłą pierzyną.
Wtulam się bardziej w poduszkę i powracając do wcześniejszych rozmyśleń, zasypiam z uśmiechem na twarzy.
***
     Gdy wstaję wypoczęta, na dworze jest już ciemno.Spoglądam na zegarek na którym widnieje okrągła siódma godzina. W domu panuje cisza, co oznacza, że ojciec już wyszedł. Zakładam na siebie czerwone klapki i cicho ziewając, schodzę na dół. Usadawiam się na kanapie i wyglądam przez okno. Nabiera mnie ogromna ochota na bieganie. Szybkim krokiem wracam na górę, związuje włosy w kucyk i z słuchawkami w uszach wychodzę z domu, robiąc pierwsze kroki w rytm ulubionej piosenki Adele. Dopiero po kilku minutach biegu, zauważam pierwszą krętą uliczkę. Na chwilę przystaję, żeby zaczerpnąć tchu, lecz gdy zauważam żywe postacie z butelkami po alkoholu, ponownie ruszam, biegnąc ulicami miasta.
- No chodź maleńka - słyszę, jeszcze za sobą.
Staram się zignorować obleśnych typów i przyspieszam. W końcu moim oczom ukazują się świecące szyldy. Czując lekkie zmęczenie, postanawiam na chwilę wstąpić do niewielkiej kawiarenki. Odgarniam do tyłu włosy i łapię za lodowatą klamkę, stawiając pierwsze kroki w jaskrawym miejscu.Przez rozmazany obraz nie zauważam osoby przede mną i po chwili czuję ostre uderzenie w prawej okolicy żeber.
- Prze - przepraszam - mówię, wiedząc, że gdybym była bardziej ostrożna nic by się nie wydarzyło. Postać się nie odzywa, a gdy unoszę głowę,  spotykam się jedynie z czarnym kapturem opasanym wokół głowy, zakrywającym niemal całą twarz. Stara się ignorować mój wzrok. Próbuję mu się bliżej przyjżeć, lecz gdy nadąża się okazja wynmija mnie szybkim krokiem, trzaskając za sobą drzwiami. Czuję lekkie zażenowanie. Czy coś ze mną nie tak?
Zszokowana patrzę w stronę młodej ekspedientki i lekko się trzęsąc podchodzę do lady.
- Nie martw się. On  już taki jest - słyszę dziewczęcy głos, który wyrywa mnie z otumanienia. Spoglądam na jej spokojną młodą twarz i opieram jedną dłonią o blat.
- Czyli jaki? - pytam dociekliwie.
- Dziwny - odpowiada stanowczym tonem, lekko przestraszona. Dlaczego? Zakrywa usta dłonią, jakby się czegoś bała.
- Dlaczego? - nie daję za wygraną i czekam na więcej informacji.
- Wprowadził się tutaj dwa miesiące temu i stara się unikać jakiegokolwiek kontaktu.Nikt nie wie dlaczego.
- Jest a-społeczny? - pytam, skupiając wzrok w odległym punkcie na ścianie.
- Może - mówi, a ja kolejny raz spogląda w jej stronę i spostrzegam twarz młodej dziewczyny o ślicznych kasztanowych włosach i diamentowych tęczówkach, która staje się nagle blada.
- Coś podać? - zmienia temat, a ja starając się zapomnieć o sytuacji sprzed kilku minut, kupuje litrową wodę, chociaż już dawno zapomniałam o poczuciu pragnienia, które nagle stanęło na drugim miejscu. Kim jest tajemniczy chłopak?
- Jestem Sue. - Dziewczyna kolejny raz wyrywa mnie z rozmyśleń i wyciąga w moją stronę dłoń.
- Lavinia - odpowiadam instynktownie, łapiąc za napój.
- Powinnam już się zbierać. Dzięki za wodę. - Macham butelką  i głuchym cześć, żegnam się z dziewczyną. Wychodzę na zewnątrz i na chwilę opieram się o budynek, upijając łyk ku zaspokojeniu pragnienia.Zakładami na głowę kaptur i rozglądam się na boki z nadzieją, że dostrzeże gdzieś w oddali tajemniczego chłopaka, jednak bez skutku.
Dlaczego tak szybko uciekł? - zadaje sobie pytanie.
Normalny człowiek, albo by się na mnie wydarł, albo doszłoby między nami do porozumienia, jednak on uciekł po prostu, bez słowa.
Poczułam kilka kropel deszczu, które nagle ulotniły się z nieba. Spojrzałam ostatni raz dookoła placu, lecz i tym razem na marne. Gdy zaczęło lać czym prędzej rzuciłam się do biegu, aby jak najszybciej znowu zaszyć się pod ciepłym pierzem.
Chłopak ma pecha, bo ja nigdy się nie poddaje i i tak czy siak, poznam prawdę, nawet jeżeli miałoby to potrwać jeszcze wieki.

Heeej, i jak wrażenia?
Z racji, że pewnie nie napiszę kolejnego do świąt, Życzę wam miłych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia w gronie najbliższych.
 http://www.gify.net/data/media/359/swiety-mikolaj-ruchomy-obrazek-0017.gif

sobota, 5 grudnia 2015

Prolog

Rok 1976

Błękitne niebo zanikało z każdą sekundą. Kilka pojedynczych gwiazd wyłaniało się spod gęstego obłoku, a półksiężyc znalazł się w zasięgu mojego wzroku. Dotykam opuszkami palców szklanej powierzchni okna i próbuję powstrzymać wypływający potok łez. Lekko je przymykam i nabieram powietrze do płuc, po chwili powoli wypuszczając.
Staram się opanować nerwy, jednak gdy słyszę kroki, mój oddech staje się nierówny, a ręce stają się całkowicie zimne.
- Już czas, Niall - mówi.
Zerkam na niego z ukosa. Jest gotowy, w przeciwieństwie do mnie. Spuszczam wzrok i czuję jak jego ręka wędruje na moje ramię. Spoglądam na niego kolejny raz i czuję jak w duszy cały trzęsę się ze strachu. Narasta we mnie bezsilność, jednak fala niekontrolowanego głodu, natychmiast ją zastępuje. Wszystkie części mojego ciała płoną niczym palący się dom.
- Boję się. - Wydobywam z siebie złamany głos. Wiem, że czuje to samo, jednak on zawsze był ode mnie silniejszy. To ja zawsze byłem tym słabym, zamkniętym w sobie chłopakiem. Zawsze miałem pod górkę.
Louis oddala się ode mnie i siada na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Słyszę cichy szloch i jakby powracające wspomnienia.
- Niall obiecałem rodzicom, że dzisiaj uda mi się gdzieś wyciągnąć - mówi radosnym tonem. 
Odsuwa moje krzesło od biurka, starając się, żebym zwrócił na niego uwagę. Spoglądam na brata z nad zeszytów i delikatnym potrząśnięciem głowy, daje mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na jego zabawy. Odgarnia swoją blond grzywkę i zdeterminowany, staje ze mną twarzą w twarz.
Łapię za zeszyt i próbuję opuścić pokój, jednak blondyn z impetem mi go wyrywa i rzuca w kąt pokoju.
- Ten jeden raz, Niall. Oderwij się, wyluzuj i daj ponieść emocjom.
Pod napięciem brata, zgadzam się, gdyż wiem, że nie odpuści i dalej będzie ciągnął temat, dopóki nie ulegnę. Jestem na siebie zły, jednak wiem, że niektórym sprawię tym radość. Wszyscy się o mnie martwią, ale dlaczego? Jestem po prostu inny niż wszyscy.
Spoglądam niepewnie na brata i widzę jego parszywy uśmiech zwycięstwa. Wychodzi z pokoju, a ja w tym czasie staję na równe nogi i zakładam marynarkę, którą wcześniej zostawił mi Louis. Czuję się niekomfortowo, jednak swoim niezadowoleniem, doprowadziłbym jedynie do następnej kłótni.
Zakładam niewygodne pantofle i wychodzę na zewnątrz, zamykając na wszystkie spusty dom. Chowam klucz do paprotki i wchodzę do samochodu, widząc jak niecierpliwy brat, odpala silnik.
- Trochę, więcej entuzjazmu młody - słysze głos brata, beztrosko wpatrującego się w moją osobę.
- Staram się nie być sobą - parskam i zapinam pasy na równi z chłopakiem.
W ciszy jedziemy po prostej drodze. Ciszę zagłusza jedynie, wydobywająca się z radia muzyka. W końcu samochód staje, a chłopak odrywa ręce od kierownicy.
- Jesteśmy na miejscu - mówi pełen zachwytu Louis, wyrywając mnie z transu.
Spoglądam na miejsce przed sobą i zauważam ogromny bar w samym centrum miast, już lekko zaniedbany, jednak przyciągający wielu klientów.
- Niall - słyszę groźny głos brata. - Daj się ponieść emocjom. - klepie mnie po udzie i wychodzi z auta, czekając aż zrobię to samo. Czuję ogromny niedosyt przed tym miejscem. Gdybym mógł uciekł bym jak najdalej stąd. 
Zdenerwowany brat, widząc moją niechęć, siłą wyciąga mnie z auta i ciągnie do środka budynku. Ogarnia mnie ogromne zażenowanie i strach, który pogłębia się, gdy wszystko zamienia się w istny chaos -  alkohol, tańczące dziewczyny,nieprzytomni ludzie.
Oglądam się za siebie, jednak gdy się wycofać, brat staje mi na drodze i patrzy na mnie z iskrą w niebieskich tęczówkach.
 - Tak szybko się nie wycofasz, młody - grozi mi palcem i zaraz przenosi go na dwie tańczące blondynki. - Tylko spójrz jakie ciałka. - Zagryza wargę i gdy jedna z nich spogląda w jego kierunku, odchodzi, zostawiając mnie samego. Widzę jak Louis porywa ją do tańca i szepcze coś do ucha, a z kolei ta przekazuje informację koleżance. Korzystając z ich nieuwagi idę w stronę barku i siadam na jednym z wolnych miejsc.
- Podać coś? - pyta jeden z barmanów, jednak pogrążony w myślach, udaję, że go nie słyszę. Nie czuję się dobrze w tym miejscu. Tylko dlaczego Louis tego nie rozumie.
- Halo, kolego? - ponownie słyszę głos mężczyzny, który machnął mi ręką przed oczami, wybudzając mnie z transu. 
Spoglądam na niego błędnym wzrokiem, a ten stawia mi kufel z piwem pod nosem.
- Na koszt firmy. - Salutuje i odchodzi do następnego klienta, zanim zdążam cokolwiek powiedzieć.
Cicho wzdycham i patrzę na złocistą ciecz, do której czuję odrazę. 
Zdecydowanym ruchem, odpycham od siebie napój i szybkim krokiem, idę w stronę wyjścia. Nie wytrzymałbym tutaj minuty dłużej. Jestem szarą myszką, ale nie widzę w tym nic złego, skoro to mi odpowiada. Z zażenowaną miną, nakładam kaptur na głowę i naciskam na klamkę, lecz czyjaś mała rączka, oplata mój nadgarstek.
Spoglądam tuż za siebie i widzę dziewczynę, którą Louis odrzucił dla tej drugiej. Teraz dokładniej mogę zobaczyć jej idealne rysy twarzy, jasną cerę i zgrabną sylwetkę, na której opina się czarna obcisła sukienka.
- Jestem Lea. - Puszcza mój nadgarstek i wyciąga dłoń w moją stronę. Niechętnie oddaje uścisk.
- Niall. - Wpasowuje jej dłoń w swoją, czując od niej przerażający chłód. Instynktownie wypuszczam rękę z uścisku i nie dając po sobie poznać, posyłam jej wymuszony uśmiech.
- Zatańczymy? - pyta i oplata swoją rękę wokół mojego ramienia, a potem przenosi ciężar ciała i oplata moją szyję, chowając głowę w jej zagłębieniu. 
- Zatańczmy - mówi, spoglądając na mnie zabójczym wzrokiem. Czuję od niej złą aurę, ale próbuję to ukryć. Wydaje się taką słodką postacią, lecz całkiem nie w swoim żywiole. 
- Może innym razem, Lea. - Wyrywam się z jej uścisku, jednak ta dotyka mojego torsu i wbija paznokcie w żebra. Mocny ból spowodował, że szybkim ruchem głowy godzę się na propozycję dziewczyny. 
Z truumfialskim uśmiechem, ciągnie mnie za rękę i prowadzi na parkiet. Unosi mój podbródek, bym spojrzał jej głęboko w oczy. Porusza delikatnie biodrami i naciska na moje ciało, delikatnie się o nie ocierając, jednak po chwili widząc mnie zdezorientowanego przestaje. Widzę jak przygryza wargę i oplata swoją ręką moją talię, pochylając się tuż do mojego ucha.
- Tutaj jest zbyt tłocznie - szepcze, przygryzając płatek mojego ucha. 
Splata nasze ręce i tym razem prowadzi na zewnątrz. Podążam tuż za jej krokiem, nie orientując się jak daleko jesteśmy. Podążamy pośród drzew, już dawno tracąc z widoku budynek baru.
- To tutaj. - Po chwili wyrywa mnie z transu Lea i kolejny raz, oplata swoje ręce wokół mojej szyi. Rozpoczyna grę ciałem, poruszając się w rytm ballady i przenosi swoje ręce na mój tors i przejeżdża językiem po mojej szyi, na co się wzdrygam.
- Lea. - Zatrzymuje jej działania i odchodzę kilka kroków do tyłu. - Powinniśmy już wracać - mówię, a dziewczyna chichocze, wprowadzając mnie w zakłopotanie.
- Jeszcze nie teraz, Niall. - Łapie za mój t-shirt i zbliża swoją twarz do mojej. 
- Pocałuj mnie - mówi ostrym tonem i zanim zdążam zaprzeczyć, dziewczyna mocno wpija się w moje usta, raniąc moją dolną wargę. Sięgam dłonią, żeby zatamować krew, jednak Lea robi to szybciej, zlizując krew językiem.
- Jesteś taki smakowity, Niall. - Spogląda na mnie podążającym wzrokiem, powodując u mnie przerażeniem.
- Jesteś bardzo strachliwy, ale masz dobry instynkt co do ludzi. - Równocześnie z jej głosem, słyszę czyjeś krzyki. Louis. 
Nie czekając dłużej, szybko zrywam się do biegu, nie patrząc przed siebie, nie myśląc o niczym, a równocześnie wypuszczam pojedyncze łzy. Przez rozmazany obraz widzę ją przed sobą - zadowoloną i z chytrym uśmiechem.
- Myślałam, że jesteś mądrzejszy. - Zagrodziła mi drogę i znalazła się tuż przy mojej szyi.
- A jednak dałeś się uwieść. - Czułem przyspieszone bicie mojego serca i jej chłodny oddech tuż nad moją szyją.
- Dobranoc, Niall.
Czuję ostre ukłucie, jednak chwilę później wszystko się rozmywa, a ciało samoczynnie opada na ziemie. Nastaje ciemność.

Witam was w nowej historii. Tym razem postawiłam na wampiry. :)
Mam nadzieję, że wam się tutaj spodoba.
Od razu uprzedzam, że jest to wstęp do historii, którą znaczne dopiero ok. 23 grudnia, przez ten czas poprawię 1 rozdział i zaktualizuję zakładkę bohaterów, która jest na razie uboga.
Za szablon dziękuję Violett z Fantastic Graphic.
Trzymajcie się ciepło i udanych Mikołajek. ( Ja tam spędze je nad książkami :( )
Dobranoc xoxo

Layout by eternity