czwartek, 11 lutego 2016

9. The eyes of a demon.

Lavinia POV's

"To ten dzień. Ta chwila. Już nic nie będzie takie jak było. Bądź gotowa. Jestem tu. Zawsze byłem. Bądź dzielna. Tajemniczy xx"
     Kolejny już raz budzę się cała zalana potem. Jednak tym razem to było coś innego. Nie widziałam tam żadnej postaci. Nie było tam żadnej żywej duszy. Ktoś jakby do mnie przemawiał. Ktoś kogo nigdy w życiu nie słyszałam. Jednak jego głos był taki magiczny. Taki delikatny i płynny. Z czasem lekko zachrypiały, lecz miał tendencję, do tego, żeby trochę mnie uspokoić. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Łapię za mój notatnik i otwieram na następnej wolnej stronie. Pragnę zapisać słowa, które utkwiły mi w głowie, lecz mija sekunda, a one tak nagle wyparowują. Pamiętam już tylko, że słyszałam w śnie głosy. Dalej jest jedynie pustka.
     Gdy spoglądam w stronę budzika, zauważam, że wybiła już dziewiąta. Zakładam na gołe nogi ocieplane kapcie w szare koty i cicho dreptając po schodach schodzę na dół. Na szczęście ojciec już nie śpi, lecz nadal na jego twarzy widoczny jest smutek.
- Hej, tato - mówię i podchodzę do niego, całując go lekko w policzek. Mężczyzna zachowuje się jakby był zaskoczony moim poczynaniem, lecz po chwili na jego twarzy zauważam delikatne wykrzywienie ust, zmuszające się do lekkiego uśmiechu. Siadam obok niego na kanapie i wtedy słyszę jego zachrypnięty głos.
- Hej córeczko. - Odwraca się w moim kierunku i zagłębia w moich ślepiach.  - Wczoraj zapomniałem ci powiedzieć. Dostałem zaproszenie na wernisaż od kumpla po fachu i prosił, abym zabrał i ciebie.
- Jasne. Z chęcią obejrzę wasze prace. - Posyłam mu promienny uśmiech. Zamierzam się porządnie zmienić i więcej nie dawać ojcu powodów do zmartwień.
- Zjadłbyś jajecznicy? - pytam na rozluźnienie atmosfery.
- Jak zrobisz to nie odmówię.
***
Reszta dnia mija niezauważalnie. Za oknami widoczne już jest już czarne niebo, a zaraz po nim, widać jak wyskakują na niebie pojedyncze gwiazdy. Spoglądam w lustro i podkreślam tuszem zaspane oczy. Na bladą twarz nakładam odrobinę podkładu, a na chude ciało narzucam białą koszulę, wcachniętą w czarne rurki. Zadowolona schodzę na dół, gdzie czeka już na mnie ojciec. Wygląda inaczej niż zawsze. Od śmierci mamy nie zważał na swój wygląd, jednak dzisiaj zgolił kilkudniowy zarost i założył swój najlepszy garnitur w odcieniu szarości. 

    Spogląda na mnie i przyłapuje jak lustruje jego wygląd. Widzę jak uśmiecha się od ucha do ucha i podchodzi w moim kierunku, podając mi czarny płaszcz.
- Gotowa? - pyta, a gdy odpowiadam gestem głowy, owija szyję ciepłą chustą i otwiera przede mną drzwi jak przystało na mężczyznę.
***
     Gdy wchodzimy do budynku, sala jest pełna wykwintnie ubranych ludzi. Zauważam, że większość zebranych podziwia dookoła wystawy, inni zaś buszują po oddalonym od pokazu miejscu, który przypomina bufet.
Miejsce wydaje się bardzo przyjazne. Ściany są w kolorze kremowym, a brązowe kafelki idealnie komponują się z nastrojem wnętrza.
- Lavinio, idziesz? - pyta ojciec, gdy podziwiam piękne widoki. Wyrywa mnie tym samym  z omamu. Rozglądam się dookoła, poszukując go wzrokiem, a gdy nie zauważam jego osoby, zdesperowana obkręcam się na pięcie i widzę, że ojciec wdał się rozmowę z jakimś młodym mężczyzną, nawołując mnie przez cały ten czas gestem ręki. Wymieniam spojrzenia z jego osobą i pewnym krokiem podchodzę, do dobrze zbudowanej postury chłopaka, gdzie znajduje się również mój ojciec. Od razu w oko wpadają mi jego bujne brązowe loki, a uśmiech z dwoma dołeczkami, wydaje się wręcz zarażający.
- To jest właśnie, Lavinia o której ci mówiłem. - Przedstawia mnie mężczyźnie, gdy podchodzę jak najbliżej jego osoby. Chłopak wówczas wyciąga rękę w moją stronę.
- Jestem Harry. - Posyła mi swój charakterystyczny uśmiech, gdy oddaję gest i całuje delikatnie skrawek ręki.
- Lavinia. - Gdy tylko łapię z nim kontakt wzrokowy, zatapiam wzrok w jego piękny szmaragdowych tęczówkach, które mam wrażenie jakby mnie hipnotyzowały. Jest taki czarujący. Dopiero teraz zauważam, że ma bardzo jasną karnację, a z powodu ukłonu, jego włosy zmieniły pozycję.
Po kilku sekundach wpatrywania się w jego osobę, nagle przytomnieję. Jego dłonie. Są bardzo zimne.
Starając się nie sprawiać wrażenia jego dotknięciem, odpycham ją od niego, dopiero gdy on robi to samo. Chłód jednak nie znika jeszcze przez chwilę. Staram się, więc unikać jak tylko potrafię jego wzroku, jednak niekontrolowanie moje ręce, krzyżują się i znajdują się na wysokości piersi.
- Zimno ci? - pyta nagle Harry, co zmusza mnie do spojrzenia w jego kierunku. Wydaje się bardzo poruszony tą sytuacją.
- Nie, ja po prostu pójdę się przejść - mówię do ojca i nie czekając na jego odpowiedź, czym prędzej kieruję się w stronę budynku. Zabieram z wieszaka płaszcz i nakładam go na siebie dopiero na zewnątrz.
"Wszystko się zmieni, Lavinio. Wszystko się zmieni. Bądź dzielna." - słyszę nagle nieznajomy głos w mojej głowie. Odskakuję z miejsca jak oparzona i rozglądam się dookoła, idąc przed siebie.
- Kto mówi? - krzyczę na głos, gdy jestem już znacznie oddalona od dużego, białego budynku. Zatapiam ręce w swoich włosach, delikatnie je unosząc.
- Ktoś tu jest? - zadaje kolejne pytania, jednak osoba siedząca w mojej głowie, nie wydaje się, że ma zamiar odpowiadać.
Co ja w ogóle wygaduję? To muszą być moje myśli. Przecież nikt nie potrafi wchodzić nikomu do głowy. To niedorzeczne. Wariuję. Znowu wariuję. Zupełnie jak kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Też miałam takie omamy.
Jestem tak zamyślona, że gdy tylko wkraczam do ogromnego lasku, nie zważam na to co dzieje się przede mną. Kieruje mną jednocześnie strach i złość na samą siebie. Za to, że robię z siebie jakąś wariatkę, podczas gdy obiecałam sobie, że zaczynam wszystko od nowa. To miejsce miało być moją odskocznią, a ona tymczasem robi mi całkowicie na przekór.
Nagle słyszę głosy. Jakby ktoś szybko przemieszczał. Czuję jak momentalnie serce podchodzi mi do gardła, a strach wziął nade mną górę.
Nie czekając ani minuty dłużej, natychmiast wycofuję się z ciemnego lasku. Idę najszybszym krokiem jakim potrafię, jednak i to nie pomaga. Czuję jakby to było gdzieś niedaleko i wtedy widzę w oddali wiewiórkę. Oddycham z ulgą, że tylko o to poszło całe zamieszanie i łapię się za serce, słysząc jego uspakajające pulsowanie. Przymykam delikatnie powieki, a gdy spoglądam jeszcze raz w to samo miejsce zwierzę nie jest już same. Wygląda jakby ktoś je szarpał. Stwór, który nad nim klęka i kurczowo wbija się w jego szyję. 

Zaczynam sama z siebie piszczeć i zanim zdążam podjąć działanie w celu ucieczki,  napotykam drodze czyjś wzrok. Wydaje się bardzo znajomy. Jednak jego oczy nie są już niebieskie. Są czarne. Jak oczy demona.

 

środa, 10 lutego 2016

8. There comes a time...

Lavinia POV's
"On był jej kluczem. Kluczem do poznania prawdy."
     Cały dzień chodzę zamyślona. Jestem tu, choć tak naprawdę mnie nie ma. On sam nie zwraca na mnie uwagi. Tylko jeden jedyny raz przyłapuję jego wzrok na sobie.
     Przechodzimy obok korytarzem. Wokół znajduje się wielu nastolatków, ale tak naprawdę liczy się tylko nasza dwójka. Mój wzrok jest obojętny, ale jego... Jeden jedyny raz jestem w stanie wyczytać w jego oczach coś niebywałego. Jego szafirowe tęczówki... Jego magnetyzujące, hipnotyzujące ślepia... Mam wrażenie, lecz tylko przez chwilę... Widzę w nich ból. Jest na tyle widoczny, że moje serce na jego widok staje się takie kruche. Mimowolnie czuję jak rozrywa mnie od środka, jednak jestem zdeterminowana by poznać ich sekret.  Ta jedna tajemnica, jest prawdą do wytłumaczenia tych wszystkich dziwnych zdarzeń.
     Nasze spojrzenie przerywa głośny dzwonek, wzywający nas na zajęcia. Grono nastolatków przepycha się przez naszą dwójkę. Widzę w oddali jedynie jego połyskującą w świetle blond czuprynę, a po chwili przyłapuję się na tym, że patrzę jedynie w ścianę.
     Do głowy nasuwa mi się pewien plan. Wiem, że Aiden, nowy chłopak Sue jest przewodniczącym, więc ma pewnie jakiś wgląd do szkolnych papierów. Może udałoby się mu załatwić adres Horana. Wtedy nie dałabym mu się tak szybko spławić. Wyjmuję telefon z kieszeni i wybieram numer do przyjaciółki.Dziewczyna odbiera dopiero po kilku sekundach i po jej głosie zauważam, że nie jest zachwycona, tym że dzwonię w trakcie lekcji.
- Mam nadzieję, że sprawa jest na tyle ważna, że wyrwałaś mnie ze sprawdzianu. Musiałam nakłamać nauczycielowi, że czekam na telefon od lekarza. Co się stało? - pyta i ciężko wzdycha, kończąc swoją wypowiedź. Ma podniesiony ton głos, jednak po chwili jakby się wycisza.
- Mam do ciebie sprawę, Sue. Spotkajmy się po lekcjach. Proszę - mówię z wielką determinacją i mocniej przyciskam telefon do ucha. Dziewczyna przez chwilę nie odpowiada, jednak po chwili znów mogę usłyszeć jej głos.
- Eh... No dobrze. Miałam się spotkać po szkole z Aidenem, ale postaram się to przełożyć. Niech będzie tam, gdzie ostatnio. - Odrzuca połączenie, a ja pełna zachwytu kieruję się i tak już spóźniona w stronę klasy.
***
     Późnym południem wychodzę ze szkoły i szybkim krokiem udaję się do kawiarni. Dzisiaj są targi, więc ulice Londynu są bardzo zatłoczone. Czasem ciężko jest się przepchać przez przechodzących w około ludzi.  Zwłaszcza, że pogoda dzisiaj dopisuje i jak na jesień jest bardzo słonecznie i nie zapowiada się na jakikolwiek deszcz.
Podążając wąskimi uliczkami miasta, docieram wkrótce pod wskazany mi adres. Dotykam okrągłej klamki i pociągam za chwiejące się drzwi. Pewnym krokiem wchodzę do środka. Sue siedzi tam, gdzie ostatnio odbyła się nasza popijawa. Staram się nie myśleć o jej niemiłych skutkach i skupić się na tym co jest teraz moim celem.
- Hej - mówię i posyłam jej promienny uśmiech, gdy ta właśnie upija łyk herbaty. Widzę jak odwzajemnia mój gest i za jakiś czas zakłada nogę na nogę, czekając na to co mam do powiedzenia.
Zasiadam po przeciwnej stronie stołu i nawet nie zdejmując kurtki, przechodzę do sedna sprawy.
- Więc o co chodzi? - pyta, spoglądając na mnie błękitnymi tęczówkami, idealnie zarysowanymi przez delikatne kreski i jasne cienie do oczu. Jej smukła cera idealnie komponuje się z jej lekko rudymi włosami, a nienaganna figura jest idealnie podkreślona przez ażurową sukienkę.
- Chodzi o Aidena. Słyszałam, że jest przewodniczącym i pomyślałam, że mógłby załatwić dla mnie czyjś adres - wypowiadam kolejne zdania. Po minie dziewczyny dostrzegam, że jest lekko zbulwersowana. Mam wrażenie, że najchętniej teraz by wyszła, żeby więcej nie musieć patrzeć na moją osobę.
- Lavinio, ty chyba nie mówisz poważnie? Nie narażę Aidena na takie coś. Wiesz jakie mógłby ponieść za to konsekwencje?
- Nikt się nie dowie!
- A skąd to niby możesz wiedzieć? Co jeżeli go nakryją? Chodzi ci o Horanów, prawda? Błagam cię, nie wchodź z butami w ich życie, bo źle może się to dla ciebie skończyć. Ostatnio widziałam tego starszego. Był bardzo agresywny wobec jednego człowieka. Daj sobie z nimi spokój. To dla twojego dobra. - Zanim zdąża powiedzieć ostatnie zdanie, oburzona wychodzę z lokalu. A co jeżeli ona ma rację? Co jeżeli faktycznie są niebezpieczni? Po co ci wszyscy mieliby mnie przed nimi ostrzegać? Może to była tylko głupia gra ze strony Niall'a. Zdecydowanie powinnam posłuchać Sue. W końcu jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciółki pragną wzajemnego dobra.
***
     Późnym wieczorem wracam do domu. Musiałam chwilę odetchnąć i resztę południa spędziłam w parku na ławce. Dużo myślałam i doszłam do wniosku, że muszę wymazać tę blond czuprynę na zawsze ze swoich wspomnień. Zapomnieć o tym co było i przyjąć do wiadomości, że nigdy nie poznam prawdy na moje pytania.
     Mam przygnębiony wyraz twarzy, a głowę cały czas spuszczoną w dół, jednak zauważam, że ojciec chodzi po domu widocznie zdenerwowany. Z tego wszystkiego zapomniałam go powiadomić, że wrócę później.
- Lavinio gdzieś ty była? - słyszę poddenerwowany głos ojca. - Wiesz jak się martwiłem?
- Przepraszam tato. - Zdejmuję kurtkę i wieszam ją na wolnym haczyku. Ponurym krokiem kieruję się w stronę schodów, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku i zaszyć się pod ciepłą kołderką. Jednak, gdy słyszę za sobą zrozpaczony głos ojca, zatrzymują się w pół kroku.
- Czy to znowu ten chłopak? Lavinio czuję, że dzieje się z tobą coś nie dobrego. - Zauważam, że w jego oczach, zaczynają krążyć mimowolnie pojedyncze łzy. Wygląda to jakby toczył z nimi walkę. Czy dać im w końcu upust, czy to nie jest idealna chwila. Jednak bitwa ta zostaje przerwana, a ojciec odchodzi ode mnie kawałek i siada na kanapie, chowając głowę w dłoniach.
- Tato. - Podchodzę do mężczyzny i opatulam go swoim ramieniem. - Przychodzi taki czas - zaczynam i spoglądam w stronę mężczyzny, który stara się uspokoić. Gdy jego łkanie się ucisza, nabieram głębokiego wdechu i schowam wzrok w czarnym zaułku na ścianie. - Przychodzi taki czas, że człowiek potrzebuje pomyśleć nad sensem. Nad wszystkim co go spotyka. Szuka prawdy. Potrzebuje podjąć najlepsze dla niego decyzje i dochodzi do wniosku, że może zrobił coś źle, że może wszystko mogło potoczyć się inaczej. Nie płacz. Naprawdę jest dobrze. Potrzebowałam po prostu chwili, ale jest już dobrze. Nie martw się.
Zostawiam go z tymi słowami i nie czekając na nasz dalszy dialog odrywam ciało od ciepłej sofy i zaszywam się w swoich czterech ścianach. Siadam na białej pościeli i spod pierzastej poduszki wyjmuję swój cenny notes. Przykładam pióro do kartki, a słowa nagle same z siebie zaczynają się kleić. Daję upust moim myślom, które chwilę później lądują na czystej dotąd stronie.
" Nie sądziłam, że kiedyś odpuszczę, ale tak będzie lepiej dla wszystkich. Dla mnie, dla ojca i dla moich najbliższych. Co się stało to już się nie odstanie. Zamykam ten krótki rozdział mojego życia i kolejny raz zaczynam od nowa. "
Dlaczego tak bardzo się myliłam? Dlaczego myślałam, że to tak szybko odejdzie?
A prawda miała nastąpić już jutro. I nie była ona taka jakiej bym się spodziewała. Bowiem na zawsze miała zmienić moje życie.

piątek, 5 lutego 2016

7. I want the truth.

Lavinia Pov's
" Każde słowo... Każda jedna myśl... Wszystkie kłamstwa... Wszystko zrozumiesz...Obiecuję ci to dziś..." Tajemniczy xx.
     Stoję w miejscu, a tuż obok mnie stoi farbowana postać blondyna. Nasze spojrzenia przez  cały czas skupiają się w jednym miejscu.
     Na środku drogi leży postać. Zimna powierzchnia ziemi, zakryta jest niewielką strużką krwi z wargi Josh'a, a obok leży jego postać.
  Wtulona w  zimny tors chłopaka, obserwuję stopniowe, chwiejne ruchy Josh'a. Jego ból... Jego łkanie, jego współczucie, jego łzy...
    Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie, moje ręka mocno formuje się na nadgarstku Niall'a. Nie pamiętam, w której chwili wybucha we mnie niepohamowana złość. A może słabość? Wyrzuty? Brak kontroli?
Mam ogromną chęć odegrać się na nim. Czuję jak to uczucie rozrywa mnie od środka. Ta dziwna chęć... To dziwne wrażenie... Jakbym igrała z ogniem.
— Lavinio — słyszę czyjś smutny głos nad swoim uchem. Melodia napływa do mojego ucha, tak wolno... Tak delikatnie... Uspakaja mnie. W pewnym stopniu.
Chłopak spogląda na mnie, a zaraz potem kieruje wzrok w odległe dla mnie miejsce.
Wodząc za jego spojrzeniem napotykam na drodze czarne Ferrari, które hamuje tak drastycznie, że na chwilę odsuwam się do tyłu. Zadzieram głowę do tyłu, jednak jego chłodna dłoń, przytrzymuje mnie w pasie na tyle mocno, że nie pozwala mi upaść.
     Okna samochodu są przyciemnione, przez co nie widzę kierowcy.  Dopiero kiedy Niall otwiera tylne drzwi mam na to okazję. Postać siedząca za kierownicą jest mi jakby znajoma. Mam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam, lecz przez natłok myśli, nie mogę pozbierać dawnych wspomnień. Ubrany jest w skórzaną kurtkę i lekko zadarte dżinsy. Włosy ma lekko porozwiewane, co morze być efektem dzisiejszej pogody. Zrezygnowana siadam po prawej stronie z tyłu. Blondyn zaś siada koło brata. Nawet nie spoglądają na siebie, co wydaje się bardzo nienaturalne.
Nastaje błoga cisza. Mam czas, żeby pomyśleć i poskładać myśli. Wszystko zaczyna dochodzić do mnie tak szybko... I nagle mam tyle pytań do osoby blondyna. Dociera do mnie, że to niedorzeczne, żeby za każdym razem, wiedział gdzie jestem. To niedorzeczne, żeby było tyle dziwnych przypadków, kiedy on stanął mi na drodze. Zawsze kiedy potrzebowałam pomocy, był obok.
- Jak ty to robisz, Niall? - pytam ledwo słyszalnym głosem jakby sama do siebie, jednak na tyle głośnym, że zwracam na sobie uwagę obu chłopaków. Blondyn jednak stara się być niedostępny, a ten drugi jest jakby dziwnie zdenerwowany. Poprawia brązowe kosmyki włosów i stara się opanować i skupić jedynie na drodze, jednak wygląda jakbym i jego również wyprowadziła z równowagi. Czy to moja obecność, sprawia, że zachowują się tak nie inaczej?
- Nie rozumiem o czym mówisz, Lavinio. - słyszę odpowiedź na moje pytanie. Nie jest jednak ona zadowalająca. Blondyn stara się, żebym nie usłyszała strachu w jego głosie, jednak od razu go dostrzegam. Ten chłopak to największa tajemnica jaką zdołałam poznać. Jest inny niż wszyscy.
Wciągam głęboko powietrze. Jestem pewna na sto procent, że rozumie o co mi chodzi, jednak może nie chce w to brnąć. Tylko dlaczego? Chyba mam prawo poznać prawdę.
- Skąd zawsze wiesz, gdzie jestem? Zawsze kiedy potrzebuję pomocy ty jesteś. Jesteś w każdej sytuacji. W każdym krańcu miasta w tym samym momencie co ja. Jak ty to robisz? Śledzisz mnie? Niall...
- Lavinio nie drąż tematu. - Przerywa mi i wypowiada to bardzo ostrym tonem.  Mimo to, nie daję za wygraną.
- Skąd wiedziałeś co zrobił Josh? Co? To ty mnie wtedy uratowałeś? - Spoglądam  to na blondyna, to na szatyna. Oboje wyglądają na takich, którym podniosło się ciśnienie. Jego brat od początku przysłuchuje się rozmowie i gdy wypowiadam ostatnie pytanie, zaciska mocniej ręce na kierownicy. Dlaczego oboje tak się zachowują? Dlaczego robią z tego tak wielką tajemnicę? Dlaczego nie chcą mi powiedzieć?
     Przez zdenerwowanie, nawet nie zauważam, że właśnie podjechaliśmy pod budynek szkoły. Nie zadaje się na to, żeby którykolwiek chciał cokolwiek więcej powiedzieć.
Widzę jak szatyn nabiera głębokiego wdechu i opiera się o tył fotelu. Blondyn zaś przymyka na chwilę oczy, żeby odetchnąć.
    Nie wytrzymuję dłużej i zdenerwowana wychodzę z samochodu, nie zważając na to jak wielką falę złości wywołałam u obu chłopaków. Zbyt wiele kłamstw dostałam od życia. Zbyt wielu ludzi kłamie mi prosto w twarz. Klękam przy murku i stopniowo opadam na ziemie. Chowam twarz w dłoniach i na myśl przychodzi mi jedno ze wspomnieć, które wywołuje u mnie wypływającą z moich oczu falę łez.
" Wchodzę do salonu. Pałam szczęściem, ponieważ udało mi się dostać do szkolnej drużyny siatkarskiej. Z ogromnym uśmiechem spoglądam na rodziców. Podchodzę do nich szczęśliwym krokiem. Jednak chwila i moja twarz przybiera szarych kolorów. Radość, którą przed chwilą sobie trzymałam, odpłynęła tak szybko, jak do mnie przyszła. Cały świat jakby runął w gruzach.
- Mamo? Tato? Co się dzieje? - pytam, rzucając w kąt sportową torbę z książkami. Podbiegam do obu postaci i kładę dłoń na ramieniu matki.
- Usiądź, Lavinio. - Wykonuję polecenie, a ojciec patrzy na mnie z rozpaczą w oczach.
- Matka... Matka jest chora, Lavinio.
- Chora? - wypowiadam niemal szeptem i zauważam jak z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. - Jak to chora?  - krzyczę.
- Lavinio, uspokój się.
- Nie! - Wstaję na równe nogi. Słyszę jej głośne łkanie, jednak nie potrafię się uspokoić. - Wyjdzie z tego, prawda? Tato powiedz tak!
- Został jej zaledwie miesiąc. Przykro mi.
- Jak długo? Jak długo wiecie, co? Jak długo trzymaliście to w tajemnicy. No powiedz.
- Dwa lata."
    Nie kryję złości, która sama się u mnie objawia. Pragnę wrócić z powrotem do domu. Zatrzasnąć się na dwa spusty i nigdy więcej nie wyjść z pokoju. Staram się opanować nerwy. Opuszkami palców, wycieram wypływające łzy i z pomocą rąk, staram się wstać na równe nogi. Zakładam torbę na ramię i stawiam pierwsze kroki, jednak nagle słyszę znajome głosy, osób, u których przed chwilą wywołałam burzę złych myśli.
     Jego głos nadal drży. Blondyn jednak teraz ma o wiele więcej do powiedzenia. Zawracam z powrotem w to samo miejsce, z którego przed chwilą wysiadałam i chowam się tuż za murkiem. W skupieniu przysłuchuję się ich rozmowie, starając się opanować pałającą mną złość.
- Jesteś nieodpowiedzialny! Jak możesz! Jestem pewny, że już prawie się domyśla. - Głos szatyna jest na tyle mocny, że roznosi się po lasku, tuż za szkołą. Zauważam, że na jego słowa Niall wybucha silnym gniewem i wali w maskę samochodu.
- Czy musisz być takim idiotą, Niall. Wiesz jak jest. Wiesz co może się stać, ale nadal w to brniesz. 
- Uspokój się, Louis. - Blondyn w końcu nie wytrzymuje i stawia się szatynowi. - Nie domyśli się. Nikt z tutejszych nic nie wiedzą na nas temat.  - Stara się go zapewnić, jednak ten drugi, nie  do końca wygląda na takiego, który mu wierzy.
- Tak myślisz? Ostatnio też tak myśleliśmy i wiesz jak wyszło. Pamiętaj, że nikt nie może poznać naszej tajemnicy - wypowiada ostatnie zdanie. Widzę jak tuż po nim wsiada z powrotem do auta i zaraz potem znika z zasięgu mojego wzroku.
O co tu do diabła chodzi?

Naprawdę nie wiem, czy jest sens, żeby tutaj dodawać, skoro czyta to jedna osoba. Zastanowię się. Opowiadanie jest dostępne na wattpadzie, gdzie na pewno je będę kontynuowała. Rozdziały też są tam wcześniej. Zapraszam.

wtorek, 2 lutego 2016

6. Another dream.

"Są ludzie, którzy wolą raczej nic nie uk­ry­wać niż mu­sieć kłamać; ludzie którzy wolą raczej kłamać, niż nie mieć nic do uk­ry­cia. I ludzie, którzy lu­bią i kłam­stwo i tajemnice."
*Lavinia*
     Ciemna pusta hala. Dookoła porozrzucane odłamki szkła. Nigdzie żadnej  żywej postaci. Przechodzę kilka metrów dalej i nagły huk powoduje u mnie nieopanowany strach. Nadaremnie próbuję opanować zdenerwowanie i zdeterminowana dobiegam do drzwi prowadzących do wyjścia. Z ogromną parą w obu dłoniach szarpie za klamkę, jednak w odwecie słyszę za sobą jedynie ironiczny śmiech.
To na nicsłyszę jego głos. Zbliżał się do mnie. Był coraz bliżej i gdy jego nos, zaczepił się o kosmyk moich włosów, obróciłam się na piecie, stając z nim twarzą w twarz.
Kolejny raz nie widziałam nic. Cały czas miał na sobie kaptur, a na jego oczach jak zwykle widniały przyciemnione okulary. Spod kaptura widziałam brązowe pasemka.
Boisz się? — Jego dotyk na mojej szyi sprawia, że stoję jak sparaliżowana.
Odpowiedz, Lavinio — mówi, jednocześnie zakręcając, na swoim palcu pasmo moich włosów. Bałam się. Bałam się jak cholera, ale nie mogłam mu tego okazać.
Niemówię, a on zaprzecza gestem głowy.
Oczywiście, że tak. Nie kłam, księżniczko. — Odpycha do tyłu moje włosy i nachyla się nad moją szyją. Czuję jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi.Delikatnie muska ustami moją szyję i pchnie mnie w stronę ściany.
Nie krzycz — słyszę jego głos przy uchu i nagle... Czuję ból... Ból, który rozsadza mnie od środka.
     Budzę się cała spocona. Zagarniam szybkim gestem blond pasemka, z mokrego czoła i  spoglądam na budzik, który wskazuje trzecią w nocy. Nadal czuję mocne pulsowanie serca. To tylko sen. Kolejny sen. Kolejny od bardzo dawna, a drugi odkąd się tutaj wprowadziłam. Zadziwiające jest to, że wydawał się taki realny. Jakbym przeżywała go naprawdę w rzeczywistym świecie, choć to przecież niemożliwe.
     Czemu to wszystko odtwarza się na nowo? Czemu to służy? - zadaję sobie pytania, na które jestem pewna, że nigdy w życiu nie dostanę odpowiedzi. Może jestem zbyt głupia, żeby to zrozumieć. Zbyt głupia, żeby cokolwiek w życiu zrozumieć, tak jak to, dlaczego odebrali mi najwspanialszą osobę, jakąkolwiek mogłam mieć.
***
     Przez resztę nocy nie śpię. Nie mam na to  najmniejszej ochoty na sen. Leżę. Myślę. Kombinuję, a na sam koniec moje myśli wędrują do wczorajszej rozmowy z Niall'em.  Czy to kolejny zbieg okoliczności, że spotkaliśmy się w tym samym miejscu, o tak później porze? Wcześniej nie miałam siły, żeby o tym myśleć. Uspokoił mnie. W pewnym sensie, dzięki niemu zapomniałam, bo teraz moje myśli dotyczą tylko jego. Tajemniczego chłopaka. Mam serdecznie dość tych wszystkich tajemnic. Serdecznie dość wszystkiego. To za dużo jak dla mnie. - Najpierw Śmierć matki, później Sara, Josh..., Niall oraz tajemnicza osoba, która uratowała mnie przed Josh'em. Jestem już na skraju.
- Lavinio, wstałaś już? - słyszę głos ojca, który wyrywa mnie z goryczy. Nie mam ochoty na nic. Najchętniej nie poszłabym do szkoły, jednak to dla ojca. Nie chcę, żeby zaczął coś podejrzewać. Jest osobą, która przeżywa wszystko podwójnie. Martwi się. Z jednej strony to dobrze, jednak czasem naprawdę przesadza. Jest po prostu wyjątkowy. Jak każdy człowiek.
Momentalnie odpycham myśli na bok i zrywam się z łóżka. Spoglądam na zegar wiszący na ścianie i gdy widzę, że już w pół do ósmej przyspieszam swoje poranne czynności.
- Lavinio? - słyszę ponowne nawoływanie. Tym razem tuż zza moich drzwi.
- Tak! - krzyczę na odchodnym i zakładam na siebie pierwsze lepsze ubrania z grymasem na twarzy. Przygnębienie opanowuje mnie całą. Widzę jak szary i nieudany jest ten dzień.
- To dobrze - mówi i odchodzi, pozostawiając mnie znowu z moimi myślami.
***
     Deszcz powoduje, że moje ubrania, w ciągu kilku sekund, są już prawie w całości mokre. Nie ma szans, żebym zdążyła do szkoły. Idę, więc powolnym krokiem z zamiarem pójścia dopiero na drugą lekcję. Zakładam słuchawki, lecz  do moich uszu dobiega głośny dźwięk klaksonu samochodowego. Momentalnie podskakuje do góry. Obracam się na pięcie i moim oczom ukazuje się Josh.
- Lavinio, wsiadaj. Zmokniesz - mówi lekko przygnębiony i wychodzi z samochodu.
- Zostaw mnie Josh - krzyczę i przyspieszam kroku, lecz jest on coraz bliżej. Nie odpuszcza. Czy on nie rozumie, że nie chcę go już znać? Jest on dla mnie nikim.
- Lavinio. Poczekaj porozmawiajmy. - Dogania mnie. Sprawia, że obracam się w jego kierunku, a wtedy chwyta za mój nadgarstek i przyciąga bliżej siebie.
- Zostaw mnie. Zostaw mnie i daj mi spokój. Nie chcę cię znać! - Czuję jak w moich oczach pojawiają się łzy. Widząc, to, zauważam, że robi dokładnie to samo. Czy jego łzy są kłamstwem?
- Lavinio, proszę... Ja... Ja nie chciałem. - Teraz rozumiem, że nie ważne czy on teraz cierpi. Cierpiałam bardziej.
- Powiem ostatni raz. Zostaw mnie. Nie chcę cię znać.
- Ale Lavinio... - szepcze, wpatrując się w moje oczy. Zranił mnie. Tak bardzo mnie zranił. Dlaczego nie może tego zrozumieć? Dlaczego nie może zrozumieć, że w takiej sytuacji potrzeba czasu?
- Zostaw ją ty gnoju - słyszę z daleka znajomy głos. Głos, który niedawno mi również pomagał. Jak on to robi? Jak oj to robi, że zawsze jest przy mnie, kiedy go potrzebuję?Widzę w nim anioła. Pojawia się w najważniejszych dla mnie sytuacjach. Pojawia się wtedy, gdy cierpię.
Widzę jak Niall, odpycha ode mnie Josh'a. Jego dłoń  od razu znajduje się przy jego szczęce. Nie wiem dlaczego. Nie wiem jak, ale z moich ust wydobywa się pojedynczy pisk.
I w tym momencie nasze  spojrzenia się krzyżują. Patrzy na mnie ze współczuciem. Mam wrażenie, że jego oczy są innego koloru, ale mogę się mylić, gdyż z moich oczu, cały czas wypływają łzy. Niall widząc mnie zrozpaczoną, nagle zostawia go w spokoju. Rzuca nim o ziemię, jak marionetkę. Tym samym, momentalnie znajduje się przy mnie i przytula mnie do swojej piersi.
- Już wszystko, dobrze. Obiecuję ci, że więcej cię nie skrzywdzi. Zadzwonię po brata. Zawiezie nas pod szkołę. Tylko spokojnie. Nie płacz. Boli mnie serce, jak widzę, gdy cierpisz.
     Te słowa. Tak wiele znaczące słowa, a w nim tak wiele kłamstw.
    Hej, hej, hello.  Obiecuję, niedługo wyjaśni się znaczenie tytułu i niedługo pozna prawdę, ale musicie jeszcze chwilę poczekać. Sny też mają pewne znaczenie od razu mówię. Będzie to spowodowane nowym bohaterem, ale ciii... Ja wcale nie spojleruję. Na pewno jeszcze przed 10 rozdziałem pozna prawdę i wtedy rozwinie się najgłówniejszy wątek wszech czasów, czyli tytuł.  Nie chciałam, żeby bum już w 2 rozdziale poznała prawdę o Niall'u. Więc spokojnie. A teraz pozostawiam was z tym rozdziałem. Następny może za dwa, trzy dni. Może szybciej. Kto wie. W końcu mam ferie.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

5. Please, run.

Lavinia Pov's
     Nastaje wieczór. Próbuję zapomnieć o pojawiających się w mojej głowie myślach z wczorajszej nocy, jednak to one nie chcą mnie opuścić. Pierwszy raz od feralnego zdarzenia czuję lęk. Dopiero teraz dochodzi do mnie co się mogło wydarzyć. Gdyby nie on... mój nieznany bohater, doszłoby do tragedii.
Analizuję jeszcze raz  wszystko dokładniej i dochodzę do wniosku, że to nie mogła być Sue. Jest silna to fakt, lecz  nie wystarczająco w porównaniu do napakowanego i umięśnionego Josh'a. Nie powaliła by go na ziemię. Nie dałaby rady go ode mnie odciągnąć. Mogła jedynie zanieść mnie do domu, jednak to nie miało by sensu.
- Córeczko. - Tata macha mi ręką przed oczami, wyrywając mnie z transu. Spogląda w moim kierunku  i zwinnym ruchem łapie za sportową torbę, która leży walnięta tuż obok szpitalnego łóżka.
- Dlaczego mam wrażenie, że coś ukrywasz? - pyta.
Ojciec zawsze potrafił wykryć, kiedy kłamię. Nigdy nie miałam z nim najlepszego kontaktu. Zwłaszcza, gdy miałam okres buntu, który zakończył się tuż po śmierci mamy. Od tego czasu jesteśmy jak najlepsi przyjaciele. 
 Odpycham od niego swój wzrok, który ląduje w szarym punkcie na ścianie.
- Masz jakieś problemy? Lavinio przecież, wiesz, że ci pomogę. Nie zachowuj się jak dziecko.
- Pokłóciłam się z chłopakiem - mówię, unikając jednocześnie wzroku ojca.. W pewnym sensie jest to prawda. Josh jest już dla mnie nikim. Skrzywdził mnie. A lepiej, żeby ojciec nie znał prawdy. Jeszcze zrobiłby coś głupiego.
- Przepraszam nie wiedziałem. - Dotyka mojego ramienia i posyła mi ciepły uśmiech. Zawsze to robi, żeby mnie jakoś pocieszyć. Jest mi ciężko kłamać własnemu ojcu, ale nie chce by jeszcze zawalał sobie głowę moimi problemami.
***
Drogi pamiętniku,
Pamiętasz jak kiedyś tak bardzo cię potrzebowałam? Myślałam, że już nigdy nie będę musiała cię wyciągać z zakurzonego kąta, jednak jest pewien chłopak, który mnie skrzywdził. Czy jestem na tyle nic nie warta, że można mną pomiatać?
Wpatruję się w zapisaną stronę, a moje łzy samoczynnie wypływają z moich oczu. Czy te słowa muszą aż tak boleć.
Pod wpływem emocji wyrywam kartkę i zgniecioną w kulkę rzucam w kąt pokoju. Ręce całe się trzęsą, a ja cała dygotam z zimna. Zimna, które właśnie oblewa moje ciało.
Zdesperowana wstaje na równe nogi, które samoczynnie się chwieją. Nakładam na siebie ciepłą bluzę i szare dresy i upewniając się, że światła są pogaszone, otwieram na oścież okno.
Odgarniam do tyłu włosy. Chłód przelatuje przez okno i nawiewa na moją twarz. Nie zamierzam jednak rezygnować. Stabilnie łapię za ramę okna i przerzucam jedną z nóg.  Obracam się za siebie i gdy widzę, że dzieli mnie od ziemi jedynie kilka metrów, nabieram głęboki wdech i skaczę na zimną powierzchnię ziemi.
     Opieram się na obu rękach i z ich pomocą, wstaję na równe nogi. Szybkim krokiem, omijam furtkę i rzucam się w bieg. Zazwyczaj truchtam, jednak pod wpływem silnych emocji, kieruję się przed siebie, nawet nie patrząc na drogę przede mną. Łzy zasłaniają mi i tak ledwo oświetloną ulicę, a ja pałam do siebie złością. Moje życie tutaj... To nie jest życie. Ciągłe kłamstwa i tajemnice. Oraz Josh...
     Przyspieszam bieg i wkrótce skręcam w stronę ciemnego lasu. Mija ułamek sekundy. Zahaczam o ciężki i ogromny przedmiot. Moje ciało mimowolnie opada... Zadzieram kolanem o chropowatą powierzchnię i zderzam się z nieprzyjemnym zimnem. Wszystko dookoła jakby wirowało.
- Co tutaj robisz o tej porze? - słyszę nad sobą czyjś zachrypnięty głos.Mrugam kilkakrotnie i widzę, że osoba klęka i wyciąga w moją stronę rękę. Przez zaszklone oczy zauważam znajome niebieskie tęczówki chłopaka przed, którymi ostrzegała mnie Sara. A jeżeli faktycznie jest niebezpieczny? Jeżeli to już mój koniec?
- Boisz się mnie? - pyta, a ja mam wrażenie, że jego głos jest smutny.
Z jednej strony nie mam powodów, żeby tak było, ale z drugiej strony nikt nie ostrzegał by mnie bez powodu.
Zaprzeczając słowom brunetki, dotykam jego dłoni. Jest zimna. Nawet bardzo i gdy tylko podnoszę się na równe nogi, wyrywam dłoń i chowam ja w kieszeni bluzy.
Myślałam, że zirytuje go moje zachowanie, lecz chłopak wydawał się nawet nie wzruszony.
- Chyba powinieneś wrócić do domu. Zmarzłeś - mówię, przerywając nasze milczenie. Widzę jak na jego ustach pojawia się smutny uśmiech, a zaraz potem chowa swój wzrok w zabłoconej ziemi. Pierwszy raz widzę jego twarz. Jego piękne szafirowe tęczówki, które wcześniej przysłonione były przez przyciemnione okulary.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Wyrywa mnie z zamyślenia. Spogląda w moim kierunku i ciężko wzdychając, odwraca się w kierunku ławki przed nami. Podążając za jego ruchami, docieram do drewnianego siedzenia i równocześnie z nim opadam na pośladki.
- Musiałam ochłonąć przez pewnego chłopaka - odpowiadam po chwili. Blondyn opiera się o poręcz ławki i spogląda na boki, wpatrując się w ciemny punkt przed nami.
- To przez niego płakałaś? - pyta niemal natychmiast. Opowiadam mu gestem głowy, a chłopak nabiera głębokiego wdechu.
 - Czasem nie warto płakać przez takich dupków, Lavinio. Nie myśl już o tym. Boli mnie twoje cierpienie. - Spoglądam w jego kierunku. Mam zamiar zadać mu następne pytanie, jednak zauważam coś, czego wcześniej nie dostrzegłam. Jego oczy. One błyszczą.
- Jesteś ranna? - pyta, wyrywając mnie z omamu.Odrywam od niego wzrok i dopiero gdy podwijam rękaw bluzy,  zauważam sącząc się krew.
- To tylko mała rana - mówię, a chłopak momentalnie wstaje na równe nogi i staje do mnie tyłem.
- Wracaj do domu - mówi pewnym głosem, wprowadzając mnie w  osłupienie. Wpatruję się w jego osobę i nie rozumiem jego zachowania. Nie wiadomo z jakiego powodu jest zdenerwowany.
— Lavinio uciekaj... Proszę. — słyszę ponownie jego złamany głos. Co się dzieje? Dlaczego się tak zachowuje? Dzieje się coś dziwnego.
— Niall... Powiedz mi...— Chłopak odwraca się w moją stronę. Jego oczy. Jego oczy są czerwone. Jak to możliwe? Jak opatrzona odskakuje do tyłu, lecz chłopak zbliża się w moim kierunku i  łapie jedną ręką  za mój podbródek, a drugą ściska mocno mój nadgarstek.
— Niall co się dzieje? Boję się. — Wpatruje się w jego coraz bardziej rubinowe tęczówki i w pewnej chwili nie mogę oderwać od nich wzroku z nieznanego mi powodu. Jakby mnie hipnotyzował...
— Nie powinienem cię narażać na taką bestię jak ja, Lavinio. Ale nie potrafię ci nie pomóc. Nawet nie wiesz jakie myśli miał Josh. Nawet nie wiesz jaki byłem wściekły. Będę cię chronił. Chcę cię chronić. Jesteś dla mnie wyjątkowa. Taka krucha i niewinna.Przepraszam, że mące ci w głowie. Zapomnij to co widziałaś. Zapomnij o tym co ci teraz powiedziałem. Rozmawialiśmy, ale ty byłaś zmęczona i poszłaś do domu.Biegnij. Nie obracaj się za siebie. Idź prosto do domu. Nie bój się, Lavinio. Po prostu to zrób.

środa, 20 stycznia 2016

4. This happens something strange.

Lavinia Pov's
Jaki to los, skoro nie znamy daty, ani godziny swojej śmierci. Jaki to los,  skoro ktoś decyduje za nas, mimo, że nie jesteśmy jeszcze gotowi.
     Biel. Jest jedyną rzeczą, która rzuca mi się w oczy od razu po przebudzeniu. Moje oczy chociaż jeszcze zaropiałe, dostrzegają w ułamku sekundy pikające dookoła maszyny.Ojciec siedzi  oparty o szafeczkę tuż obok mojego łóżka i cicho pochrapuje.
     Zmuszam się do pozycji siedzącej i w skupieniu rozglądam się dookoła.
- Lavinio - słyszę głos przebudzonego ojca I od razu spoglądam w jego kierunku. Ma lekko potargane włosy, a oczy wyglądają ne lekko spuchnięte, z powodu braku snu. Mimo to  posyła mi ciepły uśmiech i chowa moją dłoń w zagłębieniu swojej. Wygląda na bardzo zmartwionego. Obiecałam mu nie sprawiać problemu, ale wyszło jak zawsze.
- Znowu narozrabiałaś córeczko - mówi, kręcąc głową w obie strony, nie chowając rzędu śnieżnobiałych zębów. Zmuszam się do uśmiechu,a gdy ojciec uderza mnie w ramię, oddaję mu tym samym gestem.
- Jakim cudem ty Lavinia Moretz spadłaś ze schodów ? - pyta, szczerząc się od ucha do ucha, ale ja nie jestem gotowa na żarty. Uśmiech z mojej twarzy znika, a ja wpadam w zakłopotanie. O jakie schody chodzi? Nic takiego nie miało miejsca. To Josh... Przecież to on próbował mnie wykorzystać.
- Chyba nie rozumiem - mówię zdezorientowana, starając się unikać wzroku ojca. Wlepiłam wzrok w ślepy punkt na ścianie i próbowałam uspokoić myśli. Co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj wieczorem?
- Jeden z twoich znajomych, chciał cię odwiedzić i znalazł cię zakrwawioną na ziemi. Wylałaś wodę, pośliznęłaś się i spadłaś ze schodów. Lavinio czy wszystko dobrze? - pyta niepewnym głosem ojciec. - Strasznie zbladłaś. Może pójdę po pielęgniarkę...
- Nie! - szybko zaprzeczam i zmieniam ton głosu na lżejszy. - Jest wszystko dobrze. Czuję się jak ryba w wodzie. - Posyłam ojcu promienny, ale sztuczny uśmiech. Nie chcę, żeby martwił się na zapas.
- Tato poszedłbyś po wodę. Chce mi się strasznie pić.
- Jasne, Lavinio. Zaraz wrócę. - Zakłada na siebie ciepły polar i wychodzi z sali, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami.
Sama nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie co się wydarzyło wczoraj. Pamiętam tylko, że zemdlałam w połowie drogi do domu, więc niemożliwe, żebym się tam sama znalazła. Nikt z nowej klasy nie zna mojego adresu zamieszkania. Nawet Sue. Więc kto, wczoraj mnie uratował? To nie jest normalne. Nie znam nikogo kto mógł to zrobić. Mógł zrobić to ktoś z mojej paczki, lecz nie jestem co do tego przekonana. Każdy normalny zadzwonił by na pogotowie, a ten kto mnie uratował zaniósł mnie do domu i tam wykonał telefon.  Dzieje się tu coś dziwnego.
     Moje rozmyślenie przerwał ojciec, który właśnie wszedł do sali. Podał mi wodę i z powrotem usiadł na krześle.
- Kiedy wychodzę?
- Lekarz powiedział, że jeszcze dzisiaj cię wypuści. Zrobią ci jeszcze kilka badań i jesteś wolna. - Posyła mi zmartwiony uśmiech. Muszę skontaktować się jak najszybciej z Sue. Mam jedynie nadzieję, że to ona była moim bohaterem.
***
Niall Pov's
- Gdzie byłeś? - pyta Louis w wejściu nawet się ze mną nie witając.Rzucam w kąt kurtkę i siadam przy stole w salonie i wczytuję się w dzisiejszą prasę.
- Musiałem załatwić pewną sprawę - mówię, starając się uniknąć jakichkolwiek pytań.
- Polowałeś? Masz plamę na bluzce. - Wskazuje zakrwawione miejsce na bluzce. Na pewno wyczuwa, że to krew człowieka. Teraz to już na pewno nie da za wygraną.
- Oszalałeś Niall. Prawda? Sam dobrze wiesz, że mieliśmy unikać jakichkolwiek ludzi. Dopiero tu przyjechaliśmy, a ty już chcesz wplątać nas w jakieś tarapaty. Jesteś...
 - No jaki jestem Louis? To wszystko twoja wina, że jestem kim jestem, a ty dobrze o tym wiesz. Nie zabiłem nikogo. Możesz być tego pewny. Nie jestem taki. Nie umiem patrzeć jak ludzie cierpią, choć jest to dla mnie trudne. Jestem słaby na ludzką krew, ale nigdy nie zabiłbym człowieka, bracie. Mam swój honor. - Nabieram głębokiego wdechu i wychodzę z domu, trzaskając za sobą drzwiami.
Nigdy nie chciałem być tym kim jestem. Nienawidzę tego kim się stałem. W końcu nie wytrzymam i zrobię to. Zabiję człowieka.

Przepraszam, przeprasza i jeszcze raz przepraszam. Minęły dwa tygodnie. I know, ale teraz jest okres poprawiania no i skupiłam się bardziej na szkole. Przepraszam was bardzo.
 Za dwa tygodnie mam ferie i wtedy będzie dużo rozdziałów. Mam już wszystko rozplanowane do 8 rozdziału, więc nie jest tak, że totalnie zapomniałam o blogu.
Do następnego.
 

czwartek, 31 grudnia 2015

3. Uważaj na niego.

 Lavinia Pov's

     Lekcja się dłużyła. Odkąd dokonałam nowego odkrycia, nie mogłam się na niczym skupić.Dzwonek okazał się moim wybawieniem.Gdy słyszę jego głośne brzęczenie, zbieram wszystkie rzeczy do torby i szybciej wychodzę z sali, żegnając się z panią Smith.
Blondyn wychodzi tuż za mną i spogląda na mnie przelotnie. W moich oczach widoczny jest strach. Nie czuję się przy nim dobrze. Coś stara się mnie od niego odepchnąć, a jednocześnie pewna część mnie do niego przyciąga. Nie powiedział nic. Patrzy się na mnie jakby zobaczył ducha i idzie dalej. Czekałam aż zrobi ten ruch, żeby móc swobodnie porozmawiać o całym zajściu w klasie. Odprowadzam go wzrokiem i gdy znajduje się dość daleko, zatrzymuję jedną z dziewczyn - dość wysoką brunetkę z idealnie gładką, ciemniejszą od mojej cerą i talią modelki, którą podkreślała idealnie dopasowana do jej kształtów granatowa sukienka z falbanami.
- Hej, ja...um. Jestem Lavinia - wyciągam w jej stronę dłoń i staję na przeciw niej, opierając się delikatnie o wierzch ściany.
- Ta nowa? - pyta, a gdy dostaje odpowiedź, oddaje mój gest.
- Jestem Sara - mówi delikatnym tonem.
- Możesz czuć się wyróżniona - dodaje po chwili.
- To znaczy? - pytam dociekliwie, lekko zaskoczona.
- Ten nowy... - Na chwilę się waha. Tak jak Sue, jednak po chwili znów zabiera głos. - Jeszcze do nikogo się nie odezwał. Jesteś pierwsza.
 Cicho wzdycham. To by wyjaśniało, dlaczego wszyscy tak nagle się na mnie spojrzeli. Coś z nim było nie tak? Nie zachowuje się naturalnie. I te okulary. Dlaczego ich nie zdejmuje?
-Uważaj na niego, Lavinio. Nie pytaj dlaczego, ale uważaj. - słyszę po chwili.
Sara od razu, gdy kończy odchodzi, zostawiając mnie z milionem pytań. Niall jest niebezpieczny?
Może ta dziewczyna ma rację i nie powinnam pakować się w kłopoty. Jeżeli faktycznie coś mi grozi z jego strony powinnam zostawić tą sprawę spokoju.
Dostrzegam w oddali rozbawioną Sue. Staram się zapomnieć o sprawie sprzed chwili, jednak to niemożliwe.
- Wszystko dobrze? - pyta, dorównując mi kroku.
Wzruszam jedynie ramionami i z pomocą przyjaciółki docieram pod kolejną salę lekcyjną. Niall'a już nie było do końca zajęć.
***
Po skończonych lekcjach Sue zaprosiła mnie do baru, abym poznała jej znajomych. Niechętnie się zgodziłam. Nadal doskwierał mi ból głowy, jednak blondynka nie chciała mi odpuścić, więc jej uległam.
Zeszłam do szatni po rzeczy i opatulona ciepłą katanką, dołączyłam do grupy znajomych Sue.
- Lavinio, poznaj Ricka, Josha i Marylę. - Przedstawia grupkę osób, stojących przed fontanną.
- Miło mi cię poznać. - Josh jako jedyny wyciąga do mnie rękę i lekko ją całuje, jak przystało na dżentelmena.
Posyłam mu ciepły uśmiech i wspólnym krokiem ruszamy do pobliskiej kawiarni. Podczas gdy oni rozmawiają, ja jestem myślami zupełnie gdzie indziej. Każdy przestrzega mnie przed Niall'em. Dlaczego uważają, że może mi zrobić krzywdę, skoro mówią, że go nie znają. Chyba, że znały go przedtem.
- Słyszysz, Lavinio? - Sue macha mi przed oczami.
- Hmm? - pytam zdezorientowana i chowam blond pasmo za ucho.
- Mówiliśmy o imprezie w weekend. Byłabyś chętna?
- Jasne. Czemu nie - odpowiadam nie do końca przekonana.
Wchodzimy do baru. Josh starając mi się przypodobać, zdejmuje moją kurtkę i wiesza na wolnym miejsca w wejściu budynku.
- Coś podać? - pyta uroczy kelner. Każdy ze znajomych Sue zamawia alkohol, a ja z racji niepełnoletności wybieram jedynie zimną colę z lodem.
***
Mijają kolejne godziny. Wszyscy są już mocno wstawieni, a po namowach chłopaków w moim organizmie również znajdują się nieodpowiednie substancje.
Upijam kolejnego łyka. Nie czuję się mocno pijana, jednak moje ręce same z siebie zaczęły się całe trząść. Wyjmuję z kieszeni w torbie telefon i spoglądam na godzinę.
- Powinnam już iść - mówię, przerywając ich pogadankę. Sue spogląda na mnie morderczym wzrokiem, a reszta jedynie macha mi na pożegnanie.
Wymijam znajomych i opatulona w kurtkę, czuję za sobą czyjś ciepły oddech.
- Odprowadzę cię - słyszę za sobą głos Josha, który lekko przygryza płatek mojego ucha, a jego ręce lądują na moich biodrach. Jest najbardziej wstawiony z nas wszystkich.
- Poradzę sobie. - Odpycham jego zaloty i szybkim krokiem wychodzę z baru. Nie powinnam w ogóle tak przychodzić. Na szczęście ojca nie ma w domu.
 Gdy znacznie oddalam się od klubu, opieram się o ścianę i na chwilę kucam. Nie czuję się najlepiej, a brzuch zdawał się, że zaraz eksploduje.
- Dzidzia - słyszę kogoś rozbawiony głos nad sobą. To Josh. Nachyla się nade mną i próbuje złożyć na moich ustach pocałunek, jednak go odpycham.
- Oj nie bądź taka - mówi. Wstaję na równe nogi, wymijając jego osobę, a gdy słyszę, że idzie za mną, ruszam przed siebie do biegu. Szatyn mnie dogania i ściska za nadgarstki.
- Zostaw mnie, Josh - krzyczę. Jednak chłopak nie przestaje i rzuca mną o ścianę, przez co opadam na ziemię. Dotykam ręką z tyłu głowy. Czerwona ciecz zaczyna spływać po moich ubraniach. Nie mam siły, żeby nawet zareagować, gdy Josh kładzie się na mnie i dotyka rękami moich pośladków. Czuję jego jęki, gdy składa mokre pocałunki na mojej szyi.
- Josh... Przestań! Błagam - mówię już słabym głosem i nagle nie czuję już tego ciężaru co wcześniej. To tak jakby moje błagania zostały wysłuchane.
Happy New Year!
Jak myślicie kto uratował Lavinię? ^_^
Komentujcie.
Do następnego.
Layout by eternity