Lavinia Pov's
Nastaje wieczór.
Próbuję zapomnieć o pojawiających się w mojej głowie myślach z
wczorajszej nocy, jednak to one nie chcą mnie opuścić. Pierwszy raz od
feralnego zdarzenia czuję lęk. Dopiero teraz dochodzi do mnie co się
mogło wydarzyć. Gdyby nie on... mój nieznany bohater, doszłoby do
tragedii.
Analizuję jeszcze raz
wszystko dokładniej i dochodzę do wniosku, że to nie mogła być Sue. Jest
silna to fakt, lecz nie wystarczająco w porównaniu do napakowanego i
umięśnionego Josh'a. Nie powaliła by go na ziemię. Nie dałaby rady go
ode mnie odciągnąć. Mogła jedynie zanieść mnie do domu, jednak to nie
miało by sensu.
- Córeczko. - Tata macha
mi ręką przed oczami, wyrywając mnie z transu. Spogląda w moim
kierunku i zwinnym ruchem łapie za sportową torbę, która leży walnięta
tuż obok szpitalnego łóżka.
- Dlaczego mam wrażenie, że coś ukrywasz? - pyta.
Ojciec zawsze potrafił
wykryć, kiedy kłamię. Nigdy nie miałam z nim najlepszego kontaktu.
Zwłaszcza, gdy miałam okres buntu, który zakończył się tuż po śmierci
mamy. Od tego czasu jesteśmy jak najlepsi przyjaciele.
Odpycham od niego swój wzrok, który ląduje w szarym punkcie na ścianie.
- Masz jakieś problemy? Lavinio przecież, wiesz, że ci pomogę. Nie zachowuj się jak dziecko.
- Pokłóciłam się z
chłopakiem - mówię, unikając jednocześnie wzroku ojca.. W pewnym sensie
jest to prawda. Josh jest już dla mnie nikim. Skrzywdził mnie. A lepiej,
żeby ojciec nie znał prawdy. Jeszcze zrobiłby coś głupiego.
- Przepraszam nie
wiedziałem. - Dotyka mojego ramienia i posyła mi ciepły uśmiech. Zawsze
to robi, żeby mnie jakoś pocieszyć. Jest mi ciężko kłamać własnemu ojcu,
ale nie chce by jeszcze zawalał sobie głowę moimi problemami.
***
Drogi pamiętniku,
Pamiętasz jak kiedyś
tak bardzo cię potrzebowałam? Myślałam, że już nigdy nie będę musiała
cię wyciągać z zakurzonego kąta, jednak jest pewien chłopak, który mnie
skrzywdził. Czy jestem na tyle nic nie warta, że można mną pomiatać?
Wpatruję się w zapisaną stronę, a moje łzy samoczynnie wypływają z moich oczu. Czy te słowa muszą aż tak boleć.
Pod wpływem emocji
wyrywam kartkę i zgniecioną w kulkę rzucam w kąt pokoju. Ręce całe się
trzęsą, a ja cała dygotam z zimna. Zimna, które właśnie oblewa moje
ciało.
Zdesperowana wstaje na
równe nogi, które samoczynnie się chwieją. Nakładam na siebie ciepłą
bluzę i szare dresy i upewniając się, że światła są pogaszone, otwieram
na oścież okno.
Odgarniam do tyłu włosy.
Chłód przelatuje przez okno i nawiewa na moją twarz. Nie zamierzam
jednak rezygnować. Stabilnie łapię za ramę okna i przerzucam jedną z
nóg. Obracam się za siebie i gdy widzę, że dzieli mnie od ziemi jedynie
kilka metrów, nabieram głęboki wdech i skaczę na zimną powierzchnię
ziemi.
Opieram się na obu rękach i z ich pomocą, wstaję na równe nogi. Szybkim krokiem, omijam furtkę i rzucam się w bieg. Zazwyczaj truchtam, jednak pod wpływem silnych emocji, kieruję się przed siebie, nawet nie patrząc na drogę przede mną. Łzy zasłaniają mi i tak ledwo oświetloną ulicę, a ja pałam do siebie złością. Moje życie tutaj... To nie jest życie. Ciągłe kłamstwa i tajemnice. Oraz Josh...
Opieram się na obu rękach i z ich pomocą, wstaję na równe nogi. Szybkim krokiem, omijam furtkę i rzucam się w bieg. Zazwyczaj truchtam, jednak pod wpływem silnych emocji, kieruję się przed siebie, nawet nie patrząc na drogę przede mną. Łzy zasłaniają mi i tak ledwo oświetloną ulicę, a ja pałam do siebie złością. Moje życie tutaj... To nie jest życie. Ciągłe kłamstwa i tajemnice. Oraz Josh...
Przyspieszam bieg i
wkrótce skręcam w stronę ciemnego lasu. Mija ułamek sekundy. Zahaczam o
ciężki i ogromny przedmiot. Moje ciało mimowolnie opada... Zadzieram
kolanem o chropowatą powierzchnię i zderzam się z nieprzyjemnym zimnem.
Wszystko dookoła jakby wirowało.
- Co tutaj robisz o tej
porze? - słyszę nad sobą czyjś zachrypnięty głos.Mrugam kilkakrotnie i
widzę, że osoba klęka i wyciąga w moją stronę rękę. Przez zaszklone oczy
zauważam znajome niebieskie tęczówki chłopaka przed, którymi ostrzegała
mnie Sara. A jeżeli faktycznie jest niebezpieczny? Jeżeli to już mój
koniec?
- Boisz się mnie? - pyta, a ja mam wrażenie, że jego głos jest smutny.
Z jednej strony nie mam powodów, żeby tak było, ale z drugiej strony nikt nie ostrzegał by mnie bez powodu.
Zaprzeczając słowom
brunetki, dotykam jego dłoni. Jest zimna. Nawet bardzo i gdy tylko
podnoszę się na równe nogi, wyrywam dłoń i chowam ja w kieszeni bluzy.
Myślałam, że zirytuje go moje zachowanie, lecz chłopak wydawał się nawet nie wzruszony.
- Chyba powinieneś
wrócić do domu. Zmarzłeś - mówię, przerywając nasze milczenie. Widzę jak
na jego ustach pojawia się smutny uśmiech, a zaraz potem chowa swój
wzrok w zabłoconej ziemi. Pierwszy raz widzę jego twarz. Jego piękne
szafirowe tęczówki, które wcześniej przysłonione były przez
przyciemnione okulary.
- Nie odpowiedziałaś na
moje pytanie. - Wyrywa mnie z zamyślenia. Spogląda w moim kierunku i
ciężko wzdychając, odwraca się w kierunku ławki przed nami. Podążając za
jego ruchami, docieram do drewnianego siedzenia i równocześnie z nim
opadam na pośladki.
- Musiałam ochłonąć
przez pewnego chłopaka - odpowiadam po chwili. Blondyn opiera się o
poręcz ławki i spogląda na boki, wpatrując się w ciemny punkt przed
nami.
- To przez niego płakałaś? - pyta niemal natychmiast. Opowiadam mu gestem głowy, a chłopak nabiera głębokiego wdechu.
- Czasem nie warto
płakać przez takich dupków, Lavinio. Nie myśl już o tym. Boli mnie twoje
cierpienie. - Spoglądam w jego kierunku. Mam zamiar zadać mu następne
pytanie, jednak zauważam coś, czego wcześniej nie dostrzegłam. Jego
oczy. One błyszczą.
- Jesteś ranna? - pyta,
wyrywając mnie z omamu.Odrywam od niego wzrok i dopiero gdy podwijam
rękaw bluzy, zauważam sącząc się krew.
- To tylko mała rana - mówię, a chłopak momentalnie wstaje na równe nogi i staje do mnie tyłem.
- Wracaj do domu - mówi
pewnym głosem, wprowadzając mnie w osłupienie. Wpatruję się w jego
osobę i nie rozumiem jego zachowania. Nie wiadomo z jakiego powodu jest
zdenerwowany.
— Lavinio uciekaj...
Proszę. — słyszę ponownie jego złamany głos. Co się dzieje? Dlaczego się
tak zachowuje? Dzieje się coś dziwnego.
— Niall... Powiedz
mi...— Chłopak odwraca się w moją stronę. Jego oczy. Jego oczy są
czerwone. Jak to możliwe? Jak opatrzona odskakuje do tyłu, lecz chłopak
zbliża się w moim kierunku i łapie jedną ręką za mój podbródek, a
drugą ściska mocno mój nadgarstek.
— Niall co się dzieje?
Boję się. — Wpatruje się w jego coraz bardziej rubinowe tęczówki i w
pewnej chwili nie mogę oderwać od nich wzroku z nieznanego mi powodu.
Jakby mnie hipnotyzował...
— Nie powinienem cię
narażać na taką bestię jak ja, Lavinio. Ale nie potrafię ci nie pomóc.
Nawet nie wiesz jakie myśli miał Josh. Nawet nie wiesz jaki byłem
wściekły. Będę cię chronił. Chcę cię chronić. Jesteś dla mnie wyjątkowa.
Taka krucha i niewinna.Przepraszam, że mące ci w głowie. Zapomnij to co
widziałaś. Zapomnij o tym co ci teraz powiedziałem. Rozmawialiśmy, ale
ty byłaś zmęczona i poszłaś do domu.Biegnij. Nie obracaj się za siebie.
Idź prosto do domu. Nie bój się, Lavinio. Po prostu to zrób.